autor: Konrad Kruk
Wyścig z czasem w Need for Speed: The Run
Jeszcze do końca nie ostygły silniki demonów prędkości w Shift 2: Unleashed, a Electronic Arts na jesień tego roku zapowiedziało kolejną odsłonę swojej słynnej serii.
Przeczytaj recenzję Need for Speed: The Run - recenzja wyścigów ze skryptami jak z Call of Duty
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Jeszcze do końca nie ostygły silniki demonów prędkości w Shift 2: Unleashed, a Electronic Arts na jesień tego roku zapowiedziało kolejną odsłonę swojej słynnej serii. Tym razem produkt będzie nosić tytuł The Run, co już w dość wymowny sposób zdradza, z czym fani wirtualnych czterech kółek mają mieć do czynienia.
Tłem fabularnym w The Run będzie wielki wyścig, mający swój początek przy moście Golden Gate w San Francisco, a metę w sąsiedztwie Empire State Building w Nowym Jorku. Nie da się ukryć, że twórcy tym razem poszli na całość, bo jakby nie patrzeć, odległość dzieląca oba miasta to w rzeczywistości ponad 4500 kilometrów, a trasa przecina m.in. stany Kalifornia, Newada, Kolorado czy Illinois. Słowem The Run zabierze gracza w niezwykle emocjonującą podróż „w poprzek” całych Stanów Zjednoczonych, od Pacyfiku aż po Atlantyk. Zresztą często powtarzaną przez twórców kwestią, mającą wyróżniać ich najnowsze dzieło spośród wszystkich tytułów cyklu, jest właśnie niespotykany wcześniej ogrom tras, w tym ich kilometraż oraz bogaty repertuar zmieniających się warunków geograficznych i pogodowych. Będzie nam dane zasmakować pustynnego piachu, ośnieżonych górskich tras, widoku farm, wielkich amerykańskich aglomeracji miejskich, a to wszystko w akompaniamencie opadów deszczu, śniegu, gęstej mgły czy wyładowań atmosferycznych. Takich cudów żaden Need for Speed jeszcze nie pokazał, a to dopiero przedsmak zapowiadanych innowacji. Dodatkowo postęp w naszej karierze będzie skrzętnie zapisywany za pośrednictwem Autologa.
Tytuł napędza silnik Frostbite 2, ten sam, na którym równocześnie tworzony jest Battlefield 3 – produkcja masakrująca dotychczasowe doznania graczy w kontekście prezentowanej fizyki oraz oprawy wizualnej. Od dłuższego czasu krąży po sieci film ilustrujący rozgrywkę w The Run, a widać na nim miasto Chicago w nocy, którego serce, niczym bożonarodzeniowa choinka, żarzy się ulicznymi światłami, neonami i refleksami, zaś nasze wypasione Shelby GT 500 Super Snake mknie przy wtórze fajerwerków graficznych i nagle... stop! W tym miejscu należy się zatrzymać, gdyż oto przed oczami odbiorcy swój festiwal rozpoczyna cała sekwencja scenek, które w interesującej nas serii otwierają przed graczem zupełnie nowy wymiar zabawy.
Otóż studio Black Box, tworząc The Run, postanowiło urozmaicić dotychczasową konwencję cyklu, aplikując rozgrywce zdominowanej przez elementy związane stricte z prowadzeniem samochodu coś zupełnie nieoczekiwanego – możliwość opuszczenia auta. Gracz wskoczy w buty niejakiego Jacka, który poza wyciskaniem siódmych potów z prowadzonych wozów, jest również zdolny do biegania, skakania, a nawet obezwładniania przeciwników, tj. gliniarzy, gołymi rękoma. Słowem pościgi, nie tylko te z udziałem pojazdów, teraz mają okazać się czymś więcej niż jedynie dodatkową atrakcją. Piesze wędrówki wpłyną na zmagania, staną się segmentem mającym niebagatelny wpływ na fabułę. Wszak w The Run cała zabawa polega na dotarciu do mety, a to, czy gracz dokona tego, siedząc za kierownicą Mazdy, czy na własnych nogach, to rzecz drugorzędna.
Dodatkowo wspomniane wyżej elementy zręcznościowe zostaną pokazane w dramatycznej i adrenalinogennej oprawie. Chociażby ucieczka po dachu budynku przed ostrzałem policyjnego śmigłowca czy próba wydostania się z samochodu, który w wyniku dachowania wylądował na torowisku wprost przed nadjeżdżającym pociągiem – to tylko niektóre z atrakcji, jakie twórcy The Run przygotowali dla graczy. Niestety, ta efektowność będzie mieć swoją cenę. Prawda bowiem jest taka, że wszystkie tego typu wstawki mają być jedynie quick time eventami, gdzie udział gracza zupełnie zmarginalizowany i sprowadzony do wciskania w odpowiednim momencie danego klawisza czy guzika na padzie. Niby więc jest to nowość, a jednak czuć spory niedosyt, bo co z tego, że dynamika wyłazi z ekranu, skoro samo sterowanie bohaterem poza autem nie będzie w żaden sposób angażujące.