autor: Szymon Liebert
Uncharted 3: Oszustwo Drake’a - test przed premierą
Tworząc multiplayer w Uncharted 3: Oszustwo Drake’a studio Naughty Dog postawiło na kilka bardzo ciekawych rozwiązań. Poznaliśmy je dzięki trwającym właśnie beta-testom.
Przeczytaj recenzję Trzeci raz z Nathanem - recenzja gry Uncharted 3: Oszustwo Drake'a
Artykuł powstał na bazie wersji PS3.
W Uncharted 3: Oszustwo Drake’a, grze studia Naughty Dog na PlayStation 3, weźmiemy udział w kolejnych perypetiach charyzmatycznego poszukiwacza przygód, Nathana Drake’a. Po raz drugi w historii serii twórcy zamierzają wzbogacić kampanię o tryb wieloosobowy, który w ostatnich latach stał się wręcz wymaganym elementem gier. Często dodawanym na siłę, bez pomysłu lub w okrojonej wersji. Multiplayer w Uncharted 2 obronił się przed tego typu zarzutami. Trwająca właśnie beta zabawy sieciowej w „trójce” udowadnia, że podobnie będzie i tym razem.
Kooperacja w rywalizacji
Dobrego dewelopera poznaje się po tym, że ma pomysły i nie boi się wypróbowywać nowych rozwiązań. Naughty Dog z oczywistych względów kopiuje sporo patentów, ale zamierza przy tym skierować rozgrywkę wieloosobową na dość interesujące tory. W Uncharted 3 studio stara się połączyć odrębne style grania w sieci – kooperację i współzawodnictwo – oraz sprawić, że przyjemna będzie nawet zabawa z nieznajomymi. Brzmi to nierealnie, bo i rzeczywiście jest trudne do zrealizowania. A jednak w pewnym sensie twórcy osiągnęli cel.
W testowej wersji zademonstrowano kilka trybów, z których tylko w jednym nie działamy w drużynie. Już to pokazuje, że współpraca między graczami będzie szczególnie ważna i premiowana. W prawie każdym meczu zastosowanie miał system „kumpli”, grupujący uczestników z danego zespołu w pary. Przypisany nam towarzysz jest wyróżniony znacznikiem, dzięki czemu możemy go zlokalizować i odrodzić się obok niego po śmierci (o ile w danym momencie nie bierze udziału w strzelaninie). Za wspólne wyeliminowanie przeciwnika dostajemy nagrodę – możemy przybić pionę nad jego zwłokami i w ten sposób zarobić trochę dolarów. Ten makabryczny i jednocześnie radosny akcent skutecznie zachęca do pomagania sobie podczas zabawy. Biegając we dwójkę, nie tylko mamy większe szanse w walce, ale i szybciej się bogacimy. To czysta ekonomia.
Imponującą hybrydą kooperacji i współzawodnictwa jest Team Deathmatch dla trzech dwuosobowych drużyn. W tych bitwach możemy zignorować partnera i działać samemu. Biegając w pojedynkę, musimy jednak liczyć się z tym, że trafimy na lepiej dopasowane pary graczy. Prosty pomysł sprawdza się świetnie i skutecznie zachęca do współpracy nawet z osobami, których nie znamy. Nadal jesteśmy skazani na ryzyko, że skończymy z przydziałem do jakiegoś awanturnika, ale zdarza się to niezwykle rzadko. Dla nich przygotowano przecież walki typu Free for All.
Współpracy wymagają także pozostałe kooperatywne formy gry: Arena i Hunter. Pierwsza przeciwstawia trzyosobową drużynę kolejnym falom nieprzyjaciół i od czasu do czasu dodaje nietypowe zasady (np. musimy eliminować wrogów przebywając w konkretnej strefie). W becie tego typu modyfikatorów rozgrywki było niewiele, bo tylko trzy, ale mimo to wprowadziły sporo świeżości do mocno eksploatowanego trybu. Trzeba też zaznaczyć, że przeciwnicy stali się trudniejszym wyzwaniem z kilku powodów: jest ich więcej, sprawniej poruszają się po polu bitwy, nie da się ich zabić jednym strzałem w głowę i – co najważniejsze – potrafią nas zaskoczyć (co wynika głównie ze struktury map, które są arenami, a nie liniowymi lokacjami). Wrogom zdarzało się jednak blokować w bardziej obładowanych sprzętem zakamarkach.