Dead Island - E3 2011 - graliśmy w tryb kooperacji
Dead Island w Los Angeles prezentowany był w grywalnej formie i na dodatek w trybie kooperacji – przez blisko godzinę miałem więc okazję tłuc zombie w towarzystwie innych uczestników targów E3.
Przeczytaj recenzję Zombie w tropikach - recenzja gry Dead Island
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
W Los Angeles najnowsze dzieło wrocławian prezentowane było w grywalnej formie i na dodatek w trybie kooperacji – przez blisko godzinę miałem więc okazję tłuc zombie w towarzystwie innych uczestników targów E3. Wcieliłem się w Sama B, najmocniejszego i najbardziej wytrzymałego bohatera z całej stawki, który z racji swoich właściwości fizycznych odpowiada roli tanka. Mogłoby się wydawać, że ze względu na swoją moc postać ta jest idealna dla nowicjuszy – to jednak pozory. Tak naprawdę gracze sterujący czarnoskórym raperem nie będą mieć w Dead Island łatwego żywota. Muzyk to kawał chłopa, ale też ulubieniec wszystkich „zmodyfikowanych” mieszkańców wyspy – przeciwnicy będą starać się w pierwszej kolejności wyeliminować właśnie Sama B, jakby wierzyli, że powalenie największego członka grupy ułatwi unicestwienie jego towarzyszy.
W trakcie pokazu mieliśmy okazję wykonać jedną z licznych misji pobocznych, które stanowią nie tylko miłe urozmaicenie głównego wątku fabularnego, ale są również źródłem doświadczenia. Rozwój naszego podopiecznego ma w Dead Island spore znaczenie, dlatego często będziemy korzystać z opcji zarobienia dodatkowych punktów w taki właśnie sposób. Samo zadanie nie przedstawiało się specjalnie skomplikowanie. Jedna z chroniących się w kościele osób, który jest swoistym azylem dla ocalałych z pogromu cywilów, poprosiła bohaterów o pomoc w odnalezieniu członków rodziny. Drużyna dostała polecenie udania się w różne punkty zdewastowanego kurortu, by rozwiesić tam ogłoszenia informujące o miejscu pobytu zleceniodawcy. Gdy przeszliśmy do działania, okazało się, że lekko nie będzie. Placówka wręcz roiła się od wrogów, którzy pragnęli tylko jednego – ludzkiej krwi.
Przed rozpoczęciem misji zarówno ja, jak i moi towarzysze postanowiliśmy się dozbroić. Mój bohater posiadał już kilka sztuk broni (m.in. kij baseballowy nadziewany gwoździami i ogromny klucz francuski) oraz spory zapas gotówki, z czego skwapliwie skorzystałem. Pieniądze potrzebne są w Dead Island do naprawy ekwipunku oraz usprawniania go – obu operacji dokonuje się przy stołach warsztatowych. Można tam tworzyć również inne przydatne rzeczy, np. ładunki wybuchowe, ale z racji tego, że nie dysponowałem wystarczającą ilością składników, nie mogłem zaszaleć. Reperowanie oręża przy każdej możliwej okazji jest konieczne, zwłaszcza gdy jest ono z jakichś względów dla nas cenne – gra koncentruje się na walce w zwarciu, a kolejne ciosy szybko zużywają rynsztunek. Czterostopniowe modyfikacje zwiększają natomiast współczynniki broni, np. zadawane obrażenia lub jej odporność na uszkodzenia.
Poruszanie się po sporej wielkości kurorcie nie sprawia kłopotu, bo w wędrówce pomaga graczowi minimapa oraz narysowana na niej ścieżka. Wzorem Grand Theft Auto IV biała kreska wskazuje drogę do kolejnego etapu zadania – na ekranie prezentowana jest również odległość do celu podana w metrach. Niestety, na samej wędrówce wyprawa się nie kończy, trzeba jeszcze przeżyć spotkanie z potworami. A że krwiożercza horda co chwilę atakowała drużynę, więc na każdym kroku trzeba było zachować ostrożność. Mój Sam B szerzył prawdziwe spustoszenie w szeregach wrogów (maksymalne usprawnienia broni zrobiły swoje), ale kilka razy musiałem uznać wyższość przeciwników. W sytuacji krytycznej konającego bohatera może ożywić któryś z towarzyszy, ale tylko do pewnego stopnia. Odzyskanie pozostałej energii jest piekielnie czasochłonne, bo regeneracja działa bardzo wolno. Proces da się przyspieszyć apteczkami bądź spożywając jedzenie.