autor: Marcin Serkies
Call of Duty: Modern Warfare 3 - pierwsze spojrzenie - Strona 2
Nowy Modern Warfare mimo, iż nie niesie ze sobą wielkich innowacji nadal jest solidną grą akcji, której tryb single dostarczy ton adrenaliny i emocji. Widzieliśmy "trójkę" w akcji, oto nasze wrażenia!
Przeczytaj recenzję Trzecia wojna światowa - recenzja gry Call of Duty: Modern Warfare 3
W ostatnich latach przyzwyczailiśmy, że gry z serii Call of Duty ukazują się co dwanaście miesięcy i najnowsza odsłona cyklu, która trafi do sklepów już w listopadzie, nie będzie tu żadnym wyjątkiem. Zainteresowanie Modern Warfare 3 jest oczywiście spore, wszyscy wiedzieliśmy, że firma Activision coś szykuje i że lada chwila wieść o następcy wielkiego hitu uderzy jak grom z jasnego nieba. Niespodzianka jednak nie do końca się udała. Przed oficjalną zapowiedzią programu w sieci znalazły się materiały dokładnie opisujące cały scenariusz. Na ile znajdują one potwierdzenie w tym, co zawiera właściwa gra, mieliśmy okazję przekonać się na specjalnym pokazie w stolicy Wielkiej Brytanii.
Krótkie wprowadzenie ze strony przedstawicieli firm Infinity Ward i Sledgehammer nie ujawniło żadnych ciekawych informacji o Modern Warfare 3. Panowie powiadomili nas jedynie, że pracowało im się świetnie i są przekonani, że zrobili wyśmienity produkt - standard. Żeby nie zanudzać zgromadzonych w sali dziennikarzy, szybko przeszli do konkretów, prezentując dwa poziomy, które znajdą się w pełnej wersji gry Ja sam, żeby nie psuć sobie zabawy, nie czytałem przecieków dotyczących scenariusza, ale – jak się okazuje – są one dość dokładne, przynajmniej jeśli chodzi o dwa etapy – w Nowym Jorku i Londynie. Nie dane nam było przetestować ich osobiście, obie misje oglądaliśmy na dużym ekranie.
Etap w Wielkim Jabłku rozgrywa się tuż po wydarzeniach opowiedzianych w drugiej części gry. Biorąc udział w misji zatytułowanej „Black Thursday” (Czarny czwartek), zajmujemy się walką z Rosjanami chcącymi pokalać amerykańską ziemię, podejmując próbę okupacji. Zabawę zaczynamy w śmigłowcu, który – dość szybko trafiony rakietą – spada na ulicę, na szczęście pomiędzy wysokie budynki. Nieco oszołomieni wysiadamy z niego i naszym oczom ukazuje się Nowy Jork w wojennej zawierusze. Nie wnikając w szczegóły, powiem, że miasto przedstawiono rewelacyjnie, poczynając od widoku rakiet uderzających w drapacz chmur, który wali się jak wieże World Trade Center, po drobne szczegóły w stylu płonących kawałków papieru. Tak właśnie mogłaby w rzeczywistości wyglądać metropolia podczas toczonych w niej walk na ogromną skalę.
Początkowo zadanie nieco przetrzebionego oddziału polega jedynie na dotarciu do budynku Giełdy Światowej. Widać więc powolne przedzieranie się przez pełne gruzu, śmieci i zniszczonych samochodów ulice. Oczywiście na drodze dzielnych wojaków co chwilę stają przeciwnicy, z którymi trzeba się rozprawiać. Nie wiem, jak to będzie wyglądało, gdy zatrzymamy się gdzieś na dłużej, czy wrogowie będą wybiegać ciągle z tego samego punktu, czy twórcy jakoś to urozmaicą. Prowadzący prezentację załatwiał sprawę bardzo szybko. Sama wymiana ognia z przeciwnikami nie różniła się specjalnie od tego, co znamy z poprzednich części. Kucnięcie, wycelowanie, krótka seria, następny proszę. Podczas walki na krótki dystans bohater używa zwykłego celownika kolimatorowego, przy strzałach na większy błyskawicznie dołącza do niego lunetkę, dającą niewielkie powiększenie.
Po kilku ostrych strzelaninach oddział dociera do miejsca, w którym potrzebne jest flankowanie, barykadę postawioną w poprzek ulicy musi obejść z boku. Tu znów odzywa się jedna z największych bolączek całej serii – liniowość. Tylko jedna droga jest prawidłowa, tylko w jeden sposób dotrzemy do celu. Obejście, jakie zobaczyliśmy, prowadzi przez budynek. Szybka wymiana ognia, śmigłowiec wbijający się efektownie w ścianę i po sprawie. Atak z flanki przynosi oczekiwany efekt. Chwilę później oddział dociera do budynku giełdy i tu jasny staje się cel misji. Trzeba dostać się na dach i zniszczyć urządzenie zakłócające pracę amerykańskiego sprzętu radiowego. Wnętrza prezentują się fenomenalnie. Liczba ekranów, które wybuchają podczas walki, robi świetne wrażenie. Samo wejście na dach to taka skrócona wersja akcji w Reichstagu znanej z Call of Duty: World at War – wspinaczka po rusztowaniu, parę szczebli drabiny i jesteśmy na górze.
Wysadzenie urządzenia zakłócającego zajmuje chwilę, ale tempo akcji nie maleje. Kilka strzałów rakietami kierowanymi w okoliczne dachy i naprzykrzającego się Hinda to urozmaicenie podczas oczekiwania na transport do bazy. Ten natomiast to już naprawdę solidny kawał akcji, która na widzu oglądającym wszystko na dużym ekranie robi niesamowite wrażenie. Pościg dwóch rosyjskich maszyn za śmigłowcem, którym odlatują dzielni amerykańscy żołnierze, walka, szybki lot nad ulicami – to wszystko wygląda znakomicie. Finałowa walka z Hindem wokół wieżowca zapewne wielu graczom zapadnie w pamięć na dłuższy czas. Sceny, które następują potem – również.