autor: Łukasz Malik
Wiedźmin 2: Zabójcy Królów - nasze wrażenia z prologu
Mieliśmy okazję zagrać w Wiedźmina 2 - oto nasze pierwsze wrażenia z prologu tej oczekiwanej polskiej produkcji. Nasze apetyty zostały jeszcze bardziej zaostrzone!
Przeczytaj recenzję Wiedźmin 2: Zabójcy Królów - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
W najbliższych dniach sporo miejsca poświęcimy drugiemu Wiedźminowi – do naszej redakcji dotarła właśnie angielskojęzyczna wersja prasowa, zawierająca prolog i cały pierwszy akt. Dzisiaj skupię się na moich wrażeniach z rozgrywki, bez wdawania się w szczegóły mechaniki i fabuły.
W prologu studio CD Projekt RED zdecydowało się zastosować Hitchcockowską maksymę i rozpoczęło opowieść od prawdziwego trzęsienia ziemi. Jeżeli w dalszych rozdziałach autorom uda się utrzymać tempo narracji, to Wiedźmin 2 będzie stawiany za wzór, jak powinno się robić współczesne gry z gatunku RPG.
Pierwsze kilkanaście sekund z Zabójcami Królów to wyraźne puszczanie oka do fanów „jedynki” – gra rozpoczyna się tą samą sceną ucieczki zranionego Geralta przez las. Chwilę później budzimy się zakuci w kajdany w lochu, który zaprezentowano w trakcie ubiegłorocznego gamescomu. Podczas przesłuchania przeprowadzanego przez królewskiego dowódcę sił specjalnych – Vernona Roche’a – dowiadujemy się, dlaczego Biały Wilk trafił do niewoli. Co ciekawe, wybierając odpowiednie opcje dialogowe, możemy wpłynąć na to, w jakiej kolejności zobaczmy dalsze fragmenty układanki.
Nie chcę nikomu odbierać kilku godzin przyjemności odkrywania preludium do drugiego Wiedźmina, więc ograniczę się do niezbędnego minimum. Geralt na prośbę króla Foltesta bierze udział w ataku na zamek baronowej La Valette. Rozpoczynamy na wojskowym polu namiotowym, gdzie wiedźmin budzi się obok nagiej Triiss – od razu widać, że CD Projekt nie ma zamiaru w pruderyjny sposób prezentować scen miłosnych, jak to zwykło robić BioWare. Brawo. Gdy opuszczamy namiot, natychmiast zauważamy efekt przesiadki na nowy silnik, który pozwala na wyświetlanie konkretnych połaci terenu – pole bitwy jest naprawdę ogromne.
Prolog stawia na różnorodność i pokazanie, jak wiele możemy spodziewać się po dalszej rozgrywce – znajdziemy tu zarówno minigierki w siłowaniu się na rękę, luźniejsze poboczne zadania, quick time eventy oraz kilka typowo zręcznościowych przerywników, jak np. ucieczka przed ziejącym ogniem smokiem. Tego typu skryptowanymi akcjami autorzy mocno podnoszą dynamikę i dramaturgię wydarzeń. Obawiam się jednak, że miłośnicy spokojnych i niewymagających małpiej zręczności erpegów mogą poczuć się nieco rozczarowani.
Walka to element, który został gruntownie zmieniony w Wiedźminie 2 – poświęcimy mu osobny artykuł, gdy bardziej rozwinę drzewko umiejętności i stoczę większą liczbę pojedynków. Jedno jest pewne, starcia wymagają zdecydowanie więcej zaangażowania niż w pierwszej części gry. Tutaj nie wystarczy kliknąć sobie w odpowiednim momencie, gdy kursor zmieni kolor. Kluczem są przewroty uaktywniane spacją, które musimy wykonywać, by uniknąć ciosów przeciwnika, cały czas bacznie obserwując otoczenie. Bezmyślne naciskanie lewego przycisku doprowadzi nas tylko do rychłej śmierci. Kombinacje uników, mocnych i silnych ciosów oraz wiedźmińskich znaków są kluczem do zwycięstwa. Nie udało mi się jeszcze skutecznie opanować bloków. Bardzo żałuję, że w wersji prasowej nie ma możliwości przetestowania pada, z którego będzie można korzystać w pełnym wydaniu. Mam wrażenie, że walka z jego użyciem okaże się naprawdę wygodna i bardziej finezyjna. Świetnie prezentują się animacje podczas pojedynków, najbardziej spodobały mi się doskoki z półobrotem – Geralt z kocią zwinnością rzuca się na najbliższego wroga. Widać to było doskonale, gry pierwszy raz użyłem srebrnego miecza w starciu z dobrze znanymi z poprzedniej części utopcami.