autor: Przemysław Zamęcki
Battlefield Play4Free - przedpremierowy test - Strona 2
Darmowa powtórka z Battlefielda 2 ma uprzyjemnić czas oczekiwania na część trzecią. Czego zatem możemy się spodziewać?
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Electronic Arts konsekwentnie próbuje znaleźć właściwą formułę dla idei Play4Free. Darmowa rywalizacja w sieci ma być magnesem przyciągającym nie tylko hardkorowych wymiataczy, ale także osoby, które normalnie niekoniecznie poświęciłyby wolny czas na tego typu zabawę. Za nami już premiery Battleforge'a i Battlefield Heroes, czyli tytułów oferujących właśnie taki model rozrywki, w które – i owszem – można bawić się zupełnie za darmo, jednak pod warunkiem, że ograniczymy się do ich podstawowych funkcjonalności. Szczególnie widoczne jest to w Battleforge'u. Cała reszta tzw. „kontentu” staje się dostępna dopiero po uiszczeniu niewielkich kwot. Elektroniczna branża w mikropłatnościach upatruje sposobu na biznes i Battlefield Play4Free jest kolejnym etapem na drodze ewolucji. Miałem okazję wziąć udział w zamkniętych beta-testach tego tytułu i chcę podzielić się kilkoma spostrzeżeniami.
Battlefield Play4Free w założeniu ma być grą łączącą stare z nowym. Tym starym, choć wciąż kochanym przez rzesze fanów, są mapy wzięte wprost z drugiej części Battlefielda. Nowe – to wszelka broń, animacje, modele i pojazdy z Battlefield: Bad Company 2. Oczywiście nie ma się co spodziewać oprawy graficznej i silnika pozwalającego na podobny stopień zniszczeń otoczenia (czy w ogóle jakikolwiek). Całość, z grubsza biorąc, przypomina pierwszy z wymienionych tytułów, z czego powinni ucieszyć się weterani pól bitewnych.
W tej chwili beta umożliwia wzięcie udziału w rozgrywce na dwóch mapach: Karkand i Oman, które są niemal żywcem przeniesione z Battlefield 2, gdzie występowały pod nazwami Strike at Karkand i Gulf of Oman. Kwestią dyskusyjną jest to, czy dzięki zabiegowi restauracji starych plansz firma chce zachęcić zupełnie nowych klientów, czy też stawia na sprawdzonych fanów. Myślę jednak, że stali bywalcy serwerów DICE oczekują raczej z niecierpliwością trzeciej odsłony serii i Play4Free co najwyżej może być dla nich na pewien czas substytutem, który bez żalu porzucą. Po drugie zaś – gra oferuje zupełnie nową mechanikę rozwoju postaci, co może okazać się sporym magnesem przyciągającym chętnych do jej zgłębienia. Chyba że w Battlefieldzie 3 zostaną zaimplementowane podobne rozwiązania.
Co więc w zamyśle autorów ma stanowić o unikalności ich produkcji? Z początku nic nie zapowiada żadnych zmian. Po założeniu konta w kilku podstawowych krokach tworzymy naszego wojaka. Standardowo dostępne są cztery klasy: assault, medic, engineer i recon. Beta pozwala na darmowe wykreowanie dwóch bohaterów w dowolnej z nich, za każdy kolejny slot trzeba, niestety, zapłacić walutą Battlefunds. Taki koszt to 140 punktów, a więc w przeliczeniu na złotówki kilka złotych. Warto w tym miejscu przyjrzeć się od razu pakietom, w jakich oferowane są Battlefunds. 700 punktów kosztuje 19,99 zł, 1540 punktów – 39,98 zł, 3290 punktów – 79,96 zł, zaś 8750 punktów to już wydatek rzędu 199 złotych. I o ile tych parę złotych za wykupienie dodatkowego slotu faktycznie można przełknąć, o tyle nabycie dodatkowej broni czy ekwipunku nie jest już tanie.
Każda klasa postaci startuje z przypisaną do niej bronią. Assault ma na wyposażeniu G3A4 i pistolet M9, recon musi na dzień dobry zadowolić się SV 98 i M9. Od razu jednak możemy założyć, że broń ta wystarczy zaledwie na krótki czas i w miarę zdobywania kolejnych fragów przydałoby się coś bardziej śmiercionośnego. Na tej chęci bazują właśnie mikropłatności, które w grze oferowane są na kilka sposobów.
Jednym z nich – umożliwiającym kupno na stałe jakieś broni – jest właśnie wykorzystanie Battlefunds. M24 dla snajpera, które już na zawsze będzie przypisane do postaci, kosztuje 650 punktów. Czasowe wypożyczenie na 30 dni to zaś „jedyne” 325 punktów. Na tej samej zasadzie można zakupić dodatkowy ekwipunek w postaci bandaży, zastrzyków z adrenaliną, hełmów, kamizelek taktycznych, gogli etc. Jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że każdej z postaci przeznaczony jest tylko jej właściwy ekwipunek i broń, to bardzo łatwo dojść do wniosku, że taka zabawa z mikropłatności szybko przerodzi się w makropłatności. Na szczęście istnieje również inny patent na pozyskanie nowych broni (ekwipunek można nabyć tylko za prawdziwe pieniądze).