autor: Krzysztof Gonciarz
Mortal Kombat - już graliśmy!
Mortal Kombat znowu będzie wielkie! Przetestowaliśmy tę grę w czasie Game Developers Conference w San Francisco. Będzie krwawo – to jedna z najbrutalniejszych produkcji wszech czasów!
Przeczytaj recenzję Mortal Kombat - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PS3.
Mortal Kombat powraca. Zaraz – POWRACA! Zapomnijmy o trójwymiarowych częściach serii, o trudnych do ogarnięcia odłamach cyklu na PlayStation 2, o całym tym okresie, w którym nazwa ta przestała znaczyć to samo co w latach dziewięćdziesiątych. Idąc tropem wyznaczonym przez Street Fightera IV, studio Netherrealms odrzuca solidny kawał historii marki i ścina zakręt, żeby odnieść się do okresu jej świetności. Nowy Mortal Kombat to bardziej kontynuacja oryginalnej trylogii niż całej serii – uwspółcześniona, odświeżająca, dobra. I obrzydliwie brutalna.
W Mortal Kombat grałem w pokoju hotelowym wynajętym przez Warner Bros. w celu promocji gry, nieopodal Game Developers Conference. Rozegrałem dobre 30 walk z innymi dziennikarzami oraz producentami, testując prawie wszystkie dostępne w targowej wersji postacie (widziałem nawet kilka, o których istnieniu nie wolno mi mówić pod groźbą wyrwania kręgosłupa). Sprawdziłem też przygotowany na potrzeby gry Arcade Stick, przepiękny kawał sprzętu o miłym dla oka wyglądzie i totalnie skopanej ergonomii.
Główną atrakcją i nowością tej wersji Mortal Kombat był tryb wyzwań: w grze znajdziemy 300 misji pobocznych, które odblokujemy za zebrane monety (dostajemy je za wszystko – tryb arcade, multiplayer, a nawet inne zadania). Wyzwania są najróżniejsze, nie należy ich utożsamiać z trybem treningowym z Street Fighterze IV – więcej tu rozrywki niż siermiężnego ćwiczenia. Oto kilka przykładowych: Johnny Cage musi wygrać walkę z kaskaderem występującym na planie jego filmu, z każdym ciosem zadając tylko 50% obrażeń. Inny bohater musi pokonać napierającego na niego zombiaka, zanim ten zepchnie go poza ekran. Dwaj wojownicy powstrzymują inwazję żywych trupów niczym w Plants vs. Zombies, używając tylko pocisków.
Zadania są po prostu różnorodne. Czasami to kwestia wygrania meczu przy pewnym ograniczeniu (np. Scorpionem, który może używać tylko ciosów specjalnych), ale równie często do zabawy wkraczają specjalnie przygotowane modele postaci, otoczenia czy mechaniki. Są też klasyczne wyzwania typu Test Your Might z „jedynki”: mashowanie przycisków w celu rozbicia stosu cegieł czy desek albo śmieszna minigierka w trzy kubki – w przypadku porażki uczestniczący w niej Jax obrywa w głowę zielonym fluorescencyjnym toporem. „Wiesz przecież, że mamy chore poczucie humoru, nie?” – komentuje mi to znad ramienia producent gry.
Tryb wyzwań ma zapewnić dodatkowe 8-10 godzin rozgrywki. Bardzo dobrze się w nim bawiłem: sprytnie wykorzystywane są tu niejako emergentne mechanizmy gry, projektanci mogą sobie pozwolić na nieprzewidziane wcześniej połączenia pomysłów i stworzyć kilka całkiem pamiętnych scen. Dobrze, że treści będzie tak dużo – poziom trudności ma wahać się od trywialnego do bardzo trudnego, przy czym ułożone w kształt wieży wyzwania nie będą robić się po prostu coraz trudniejsze. Komentuje to producent: „Chcemy bawić się dynamiką rozgrywki, zmieniać jej tempo, więc skoki poziomu trudności są różne: czasami nagle trafisz na kilka bardzo łatwych wyzwań, żeby po chwili zatrzymać się przy czymś na dłużej. Ale w trudnym etapie nie masz świadomości, że następny będzie jeszcze gorszy.”