autor: Marcin Serkies
Deus Ex: Bunt Ludzkości - już graliśmy! - Strona 5
Wybraliśmy się do Londynu, by móc przetestować fragment nowej gry z serii Deus Ex, noszącej podtytuł Bunt ludzkości. Jak przedstawiają się przygody Adama Jensena? Sprawdźcie sami!
Przeczytaj recenzję Wielki powrót legendy - recenzja gry Deus Ex: Bunt ludzkości
Deus Ex: Bunt Ludzkości ma stać się duchowym następcą i fabularnym poprzednikiem gry wydanej w 2000 roku, nazwanej po prostu Deus Ex. Duchowym, bo założone specjalnie do stworzenia tej gry studio w Montrealu poświęciło setki godzin na testowanie pierwowzoru, by być w stanie oddać jego klimat i najlepsze rozwiązania w najnowszej odsłonie cyklu. Fabularnym ponieważ akcja Buntu Ludzkości będzie toczyć się przed wydarzeniami opowiedzianymi w „jedynce”. My mieliśmy już okazję spędzić kilka godzin z tą grą – w londyńskim oddziale firmy Square Enix przygotowano dla nas trzy fragmenty z pełnej wersji. Czas minął zdecydowanie za szybko, a dominujące wrażenia po odejściu od konsoli? Powrót do korzeni, jeśli chodzi o styl rozgrywki, i niebezpieczne zbliżenie się do nich (a przynajmniej moich wspomnień na ten temat), jeśli chodzi o oprawę graficzną.
Otrzymaliśmy do dyspozycji wersję kodu, która pod względem mechaniki została już w zasadzie ukończona. Program zaoferował zatem to wszystko, co wymyślili jego autorzy. Tego samego nie można jednak powiedzieć o oprawie wizualnej. Twórcy nowego Deus Ex nadal nad nią intensywnie pracują, dokonują korekt i wprowadzają zmiany, co też było widać podczas testów. Z dziennikarskiego obowiązku dodam, że grałem na Xboksie 360.
Do dyspozycji były trzy etapy z pełnej wersji gry. Pierwszy to wprowadzenie. Okazało się, że owszem, właściwą rozgrywkę zaczniemy, prowadząc bohatera po intensywnej terapii lekarskiej i mechanicznej, ale zanim do tego dojdzie, przez krótką chwilę będziemy normalnym człowiekiem. Chwila ta pozwoli oswoić się ze sterowaniem i wczuć w świat gry, w aktualne wydarzenia, a także poznać kilka osób istotnych dla dalszego rozwoju fabuły. Nazywanie tego etapu tutorialem – a takie słowa usłyszałem – jest sporym nadużyciem. Uczymy się tam zaledwie kilku podstawowych funkcji: poruszania się, kucania, skakania, oglądania przedmiotów i strzelania. Gdyby nie japońskie obłożenie przycisków (B jako zatwierdzenie akcji), Deus Ex w zasadzie nie wymagałby czasu na przyzwyczajenie się.
Pomijając więc ten niby tutorial, przeprowadzimy kilka rozmów, przeczytamy kilka dokumentów i na własnej skórze odczujemy skuteczność ataku zmodyfikowanych wszczepami przeciwników na siedzibę Sarif Industries. W tych pierwszych kilku minutach, czytając wszystko co wpadnie w ręce, można zacząć tworzyć sobie w głowie różne teorie na temat dalszego rozwoju wypadków. Prawie pewne wydaje się założenie, że konkurencja niezadowolona z nowego wynalazku koncernu postanawia dość intensywnie zainterweniować. Cała rzecz w tym, że tych ważnych i najprawdopodobniej dochodowych wynalazków Sarif ma więcej niż jeden, a potencjalnej konkurencji również jest trochę. No ale, żeby nie psuć Wam odkrywania wszystkiego samodzielnie, nie będę zdradzał swoich domysłów bardziej, niż już to uczyniłem. W trakcie wstępu przeprowadzimy kilka dialogów, to kolejne, obok znajdowanych dokumentów, źródło wiedzy o otaczającym nas świecie, bohaterze, którym kierujemy, oraz jego późniejszych współpracownikach.
Rozpoczynając grę, nie mamy żadnego wpływu na wybór bohatera. Adam Jensen będzie Adamem, czy tego chcemy, czy nie, będzie ponury, a jego twarz niejedną kasjerkę zmusiłaby zapewne do wydania ostatniego grosika reszty. Nic też nie zapowiada, żeby miało to ulec korekcie, ale nie ma też takiej potrzeby. Deus Ex: Human Revolution opowiada konkretną historię z punktu widzenia konkretnej postaci i żadne zmiany nie są tu moim zdaniem potrzebne.