Dead Island - pierwsze spojrzenie - Strona 2
W tym roku poleją się hektolitry krwi zombie. Na specjalnym pokazie mieliśmy okazję zobaczyć grywalną wersję Dead Island, najnowszej gry akcji firmy Techland.
Przeczytaj recenzję Zombie w tropikach - recenzja gry Dead Island
W swoim życiu widziałem sporo zwiastunów gier komputerowych, ale niewiele z nich wywarło na mnie tak duże wrażenie jak ten z Dead Island. Po pierwszej projekcji długo szukałem szczęki na podłodze, potem obejrzałem go jeszcze kilkakrotnie, za każdym razem będąc pełnym podziwu dla jego autorów. Przyznaję, wrocławianie znakomicie to sobie wymyślili. Po kilku latach ciszy, kiedy chyba wszyscy spisali ich projekt na straty, uderzyli nagle z grubej rury i zaserwowali światu fantastycznie zrealizowany filmik, który wywołuje ogromne emocje i nikogo nie pozostawia obojętnym na to, co dzieje się na ekranie. Ilu z Was stwierdziło po obejrzeniu tego cuda, że kupuje tę grę w ciemno? Ha!
Jadąc do stolicy Dolnego Śląska na pokaz jednej z największych niewiadomych Techlandu, zastanawiałem się, czy ten ponury klimat utrzyma również właściwa gra. Miałem nadzieję, że tak, bo szczerze mówiąc, nudzi mnie już ten zalew rozrywkowych tytułów z zombie w roli głównej, które eksterminację powłóczących nogami truposzy oferują jako dobrą zabawę, ot – w sam raz na poobiednie posiedzenie na kanapie. Liczyłem po cichu, że wrocławianie zaoferują produkt poważny i dojrzały, który nie będzie kojarzył się z grami pokroju Dead Rising czy filmami w rodzaju Undead. Dlatego też, kiedy kilka godzin później wyszedłem z biura Techlandu, byłem wyraźnie zadowolony. „Jest dobrze” – pomyślałem – „nawet bardzo dobrze”.
Dead Island przenosi nas na Banoi, nieistniejącą w rzeczywistości wysepkę, która wchodzi w skład tego samego archipelagu, na którym położona jest Papua-Nowa Gwinea. Kurort cieszy się ogromnym zainteresowaniem turystów z całego świata, więc ci tłumnie go odwiedzają, by choć przez chwilę pobyć w tropikalnym raju. Wśród nowo przybyłych urlopowiczów jest czterech bohaterów, w których wcielimy się my. Tak, tak, do wyboru będzie nie jedna, a kilka postaci, znacznie różniących się umiejętnościami.
Na razie autorzy ujawnili personalia tylko jednej z nich. To Sam B, czarnoskóry raper, który po krótkiej, acz burzliwej karierze gra teraz chałtury w każdym możliwym miejscu na świecie. Podczas koncertu, który muzyk dał jednej nocy na Banoi, dochodzi do serii dziwnych incydentów. Ludzie nagle zaczynają atakować się nawzajem, a ci najbardziej agresywni nawet kąsają pozostałych. Wśród ugryzionych jest również Sam B, który niedługo potem ląduje w hotelowym pokoju. Gdy raper budzi się rankiem na swoim łóżku, okazuje się, że na wyspie panoszy się horda krwiożerczych istot, które pragną tylko jednego: powiększyć swoje szeregi. Wraz z garstką ocalałych od pogromu turystów muzyk postanawia dowiedzieć się, co stoi za wybuchem pandemii na wyspie, a następnie uciec z niej. Czarnoskóry mężczyzna ma przewagę nad towarzyszami niedoli, bo wykazuje odporność na ugryzienia stworów. Ci, co mają mniej szczęścia, natychmiast zamieniają się w zombie.
Sam pełni w drużynie rolę podobną do tanka – jest najsilniejszy i najbardziej odporny na ciosy, co czyni go bardzo skutecznym w eksterminacji wrogów. Jeśli zdecydujemy się na rozgrywkę w trybie kooperacji (maksymalnie cztery osoby, możliwość dołączenia do zabawy w dowolnym jej momencie), to właśnie on powinien pierwszy stawać na linii frontu. Raper doskonale posługuje się orężem, a także całkiem sprawnie walczy na pięści, zwłaszcza gdy wpadnie w furię. Podczas ataku szału muzyk potrafi jednym ciosem zlikwidować niemal każdego przeciwnika, w czym mocno przypomina Berserkera z Borderlands. Tytuł produktu firmy Gearbox Software nie padł tu zresztą przypadkowo – Dead Island jest do niego bardzo podobny również w innych kwestiach, o czym już za chwilę sami się przekonacie.