Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Przed premierą 27 stycznia 2011, 10:31

autor: Przemysław Zamęcki

The Sims: Średniowiecze - już graliśmy!

Czy Simsy mogą zainteresować hardkorowych graczy? Mogą, o czym przekonaliśmy się naocznie, grając w wersję pre-beta The Sims: Średniowiecze.

Przeczytaj recenzję The Sims: Średniowiecze - recenzja gry

Artykuł powstał na bazie wersji PC.

Na samym początku muszę coś wyjaśnić. Należę bowiem do osób, które co prawda nie reagują paniką na hasło Simsy, ale też nigdy nie przejawiałem tą serią żadnego zainteresowania. Akceptowałem sytuację, że są ludzie, których bawi przypatrywanie się symulowanemu życiu wirtualnych ludzików. Gotów byłem jednak przysiąc, że obojętnie w jakiej konwencji to wirtualne życie by się nie rozwijało, mnie i tak nie będzie w stanie ruszyć. No cóż, gdybym założył się z kimś o palce prawej ręki, że nigdy nie tknę niczego z Sims w tytule, właśnie bym kończył odgryzać mały palec.

Na szczęście z nikim się nie zakładałem, dzięki czemu przez kilkadziesiąt minut miałem okazję pobawić się wersją pre-beta wirtualnego państwa w The Sims: Średniowiecze. Może państwa to za dużo powiedziane, bowiem w każdy jego zakątek można zajrzeć z jednego ustawienia kamery, niemniej jednak to tylko skala makro. W skali mikro w królestwie tętni życie, a w żyłach zamieszkujących je postaci płynie zerojedynkowa krew. Jak to w Simsach, ludzie romansują, zakochują się i odkochują, śpiewają rzewne piosenki, a także dyskutują o sprawach królestwa, polują na niedźwiedzie, chorują, rzucają w skazańców jajami, hodują w ogródku paskudną niebieską bestię, przypominającą kurzą łapę, pojedynkują się, płodzą dzieci etc., etc. Wszystko to w baśniowej konwencji, choć póki co – poza wspominaną bestią – pozbawionej innych stworów rodem z bajek. Te pewnie pojawią się dopiero w przyszłych dodatkach.

Jedyny potwór występujący w grze. Można go nakarmić poddanymi.

Rozpoczynając zabawę, możemy wybrać tylko jeden scenariusz, w którym naszym zadaniem będzie przede wszystkim wykonanie kilku królewskich obowiązków w rodzaju wysłania gołębia pocztowego, pokonania grasującego w puszczy niedźwiedzia, zebrania polnych kwiatków, romansu z damą dworu, a w końcu wybudowania jednego z kilkunastu budynków wprowadzających do zabawy nie tylko nowe lokacje i możliwości, ale także kolejnych głównych bohaterów. I tak na przykład, stawiając tawernę, otrzymujemy możliwość bezpośredniego sterowania bardem. Budując wieżę maga, do puli postaci dorzucamy czarodzieja, budując doki… nie wiem kogo, bo zabrakło czasu, aby dłużej pograć. Niemniej jednak już tylko pod tym względem zaczyna być ciekawie.

Zanim jednak to nastąpi, tworzymy postać króla przy pomocy bardzo rozbudowanego edytora, umożliwiającego nie tylko wybranie rodzaju uczesania, zarostu, nosa, brwi i ubrania, ale także dowolne pokolorowanie wszystkich tych elementów. Edytor jest przejrzysty i funkcjonalny, a przede wszystkim pozwala kreować zróżnicowane i bardzo ładnie prezentujące się postacie.

Nieco gorzej wygląda sprawa z interfejsem samej gry. Być może osoby „obcykane” w Simsach nie będą miały żadnego problemu z jego opanowaniem, ale ja co i rusz zastanawiałem się, gdzie kliknąć, nie mogąc znaleźć odpowiedniej opcji.

Zamek królewski składa się na początku z sali tronowej i kilku pokoi – sypialni, pomieszczenia skryby i jadalni. Jeżeli o czymś nie wspomniałem, to tylko dlatego, że nie musiałem w początkowym etapie gry z tego korzystać. Meblowanie to nadal jedna z ważnych opcji, wpływa bowiem na samopoczucie Simów, niemniej jednak z pewnością w samej grze nie ma tak wielkiego znaczenia. To znaczy – musiałem coś kupić i ustawić w pomieszczeniach, potem wrzucić do sali tronowej jakieś proporce i zapomniałem o całej sprawie. I dobrze, bo moim zdaniem siła Sims: Średniowiecze tkwi zupełnie gdzie indziej.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Wielkie oczekiwania i zawirowania wokół Star Citizen - na co poszło 95 milionów dolarów?
Wielkie oczekiwania i zawirowania wokół Star Citizen - na co poszło 95 milionów dolarów?

Przed premierą

Star Citizen to bardzo obiecujący projekt - zebrał w końcu w formie crowdfundingu 95 milionów dolarów. Na jakim etapie są prace? Czy zawirowania wokół tytułu odbiją się na jakości gry?

Star Citizen -  spełnienie marzeń fanów kosmicznych symulatorów?
Star Citizen - spełnienie marzeń fanów kosmicznych symulatorów?

Przed premierą

Chris Roberts ma prawie 30 milionów dolarów na wprowadzenie w życie nowoczesnej mieszanki Wing Commandera, Privateera i Freelancera. Rozmach Star Citizena jest ogromny, ale równie wielkie są oczekiwania fanów.

Gra Star Citizen, czyli co najlepsze z Wing Commandera, Privateera i EVE Online
Gra Star Citizen, czyli co najlepsze z Wing Commandera, Privateera i EVE Online

Przed premierą

Chris Roberts chce przywrócić blask gatunkowi kosmicznych symulatorów tworząc grę, która połączy jakość bitew i fabuły z Wing Commandera z otwartym światem Privateera.