autor: Maciej Jałowiec
Tron Evolution - już graliśmy!
Stworzenie dobrej gry na podstawie filmu to nie lada wyczyn, a co dopiero, gdy tym filmem jest Tron? Zapraszamy do lektury naszych wrażeń z pokazu produkcji Tron: Evolution.
Przeczytaj recenzję Tron Evolution - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PS3.
Propaganda Games, Disney i CD Projekt. Te trzy podmioty łączy jedno – gra Tron: Evolution. Warszawski pokaz tego tytułu był świetną okazją do zapoznania się ze szczegółami trybu dla pojedynczego gracza, a także możliwością własnoręcznego przetestowania modułu odpowiedzialnego za rozgrywkę sieciową. Biorąc pod uwagę fakt, iż nowe dzieło twórców Turoka korzysta z dobrodziejstw takiej marki jak Tron, nic dziwnego, że dziennikarze zgromadzeni na pokazie skrupulatnie odnotowywali wszystkie szczegóły nadchodzącej produkcji.
Akcja gry osadzona jest między wydarzeniami z pierwszego filmu i jego sequela Tron: Dziedzictwo. Świat przedstawiony w Evolution to żyjący w pokoju system informatyczny, zaludniony przez programy. Głównym bohaterem jest postać określana jako anonimowy program. Jak mieliśmy okazję przekonać się, jest to istota nadzwyczaj wysportowana i świetnie posługująca się sztandarową bronią tego uniwersum – dyskiem. Akcja zaczyna się w momencie, gdy zostaje wybrany nowy administrator, czyli władca systemu komputerowego. Ceremonię zakłóca pojawienie się zamaskowanych postaci, gotowych zlikwidować najważniejsze osobistości, biorące udział w uroczystości. Sterowany przez gracza anonimowy program staje w obronie władz, co daje początek zarówno historii opowiedzianej w grze, jak i prologowi filmu Dziedzictwo. Nie dane nam było tego sprawdzić, ale ponoć wydarzenia z obu dzieł mają być mocno ze sobą powiązane. Po ukończeniu przygody, gdy wybierzemy się do kina, szybciej zorientujemy się w zaprezentowanej w filmie fabule i odnajdziemy w niej smaczki praktycznie niedostępne dla osób, które nie będą mieć styczności z Evolution.
Dominuje tu surowa stylistyka science-fiction. W systemie komputerowym przeważają barwy białe, przywodzące na myśl Cytadelę z Mass Effect. Świat nowego Trona wprawdzie nie obfituje w sztucznie wyhodowaną roślinność ani w bary pełne rzezimieszków, ale jest do bólu sterylny, czysty i utrzymany w iście obsesyjnym porządku. Sama rozgrywka to nic innego jak ponowne wykorzystanie wszystkich rozwiązań z serii Prince of Persia – mamy tu udziwnione plansze, po których musimy biegać (w tym również po ścianach), skakać i wspinać się. Od czasu do czasu trafiamy na sporej wielkości arenę, na której atakuje nas kilku wrogów.
Podstawowe uderzenia bohatera da się łączyć, np. po odbiciu się od ławki można wznieść się w powietrze, a następnie z hukiem wylądować na przeciwniku, zadając mu dotkliwy cios wspomnianym wcześniej dyskiem. Co więcej, wraz z postępami w grze udostępniane będą nowe, bardziej skuteczne i śmiercionośne ruchy.
Choć nie było tego widać na zaprezentowanym fragmencie, na pokazie zapewniano, że Tron: Evolution nie jest do bólu liniowy. Mimo że nie mamy do czynienia z produkcją sandboksową, do niektórych celów będziemy mogli dojść na kilka sposobów. Czasami trafią się również zagadki, lecz przy odrobinie sprytu i spostrzegawczości możliwe będzie znalezienie alternatywnych ścieżek i pominięcie łamigłówek.
Druga część pokazu koncentrowała się na trybie wieloosobowym. Tutaj można było samemu zasiąść do konsoli PS3 i na własnej skórze przekonać się, jak rozgrywka sieciowa w nowym Tronie sprawdza się w akcji. Na pierwszy ogień poszły standardowe tryby, takie jak Deathmatch i Team Deatchmatch. Były one wyjątkowo chaotyczne i na początku ciężko się w nich odnaleźć, m.in. ze względu na fakt, że uczestnicy zabawy musieli posługiwać się generowanymi automatycznie, dziwacznymi i niemożliwymi do zapamiętania ksywami.