autor: Szymon Liebert
Castlevania: Lords of Shadow - Już graliśmy! - gamescom 2010 - Strona 2
Jedna z najciekawszych serii platformówek powraca w zupełnie nowej postaci. Czy Kratos z God of War zyska godnego przeciwnika?
Przeczytaj recenzję Castlevania: Lords of Shadow - recenzja gry
Castlevania to jedna z bardziej charakterystycznych serii w historii gier, która ma swoich wiernych fanów na całym świecie. Dwuwymiarowe platformówki o walce z wampirami w rozbudowanych zamkach i innych lokacjach powracały wielokrotnie – niedawno w dostępnej w dystrybucji cyfrowej Harmony of Despair. Autorzy cały czas pracują nad bardziej uwspółcześnioną wersją gry, która pokaże znane uniwersum z nowej perspektywy. Na targach gamescom 2010 mogliśmy zapoznać się z kilkunastominutowym demem Lords of Shadow w wersji na obie docelowe konsole (Xbox 360, PlayStation 3). Czy specyficzne pomysły znane z poprzednich gier można przenieść do trójwymiarowego slashera?
W Lords of Shadow wcielamy się w niejakiego Gabriela Belmonta, potężnego wojownika z „bractwa światła”, który podróżuje po świecie i walczy z różnorodnymi potworami nękającymi innych ludzi. Podczas wczytywania pierwszego poziomu narrator odczytał klimatyczne wprowadzenie z pradawnej księgi, które później zostało wzbogacone o przerywnik filmowy. Zobaczyliśmy w nim ludzi uciekających z całym dobytkiem z wioski tonącej w strugach rzęsistego deszczu i głównego bohatera na koniu, który oczywiście odważnie podążał w przeciwną stronę. Po dotarciu do zabudowań okazało się, że chłopi pozostali w osadzie przygotowują się do odparcia nadchodzących sił ciemności. Niewzruszony Gabriel zsiadł z konia i dobył swego bojowego krzyża, będącego w rzeczywistości biczem.
Kiedy w końcu przejęliśmy kontrolę nad Gabrielem, do wioski dotarły pierwsze oddziały wilkołaków mieszkających w mrocznym lesie. Potwory bez trudu pokonały palisadę. Czym prędzej rozpoczęliśmy wybijanie bestii za pomocą ciosów, które dla każdego fana gier w stylu God of War nie będą niczym nowym (tym bardziej, że główną bronią jest bicz). Bohater mógł wyprowadzać lekkie lub mocne uderzenia, kilka prostych sekwencji (opisanych w menu mającym formę księgi), blokować ciosy przeciwników, łapać ich i efektownie wykańczać (co zostało zobrazowane prostym quick-time eventem) oraz robić szybkie uniki. Do tego trzeba dodać możliwość korzystania z mniej spektakularnej broni – w demie znaleźliśmy noże do rzucania, które oczywiście znamy z poprzednich Castlevanii.
Pokonanie pierwszych lykantropów nie stanowiło najmniejszego problemu. W walce uczestniczyli mieszkańcy wyposażeni w widły i pochodnie, chociaż ich rola była drugorzędna. Po ubiciu kilku potworów mieliśmy okazję przetestować ołtarzyk, który odnawia energię życiową.