autor: Maciej Jałowiec
Brink - Już graliśmy! - gamescom 2010
Usprawniona mechanika rozgrywki rodem z Wolfenstein: Enemy Territory w świecie ogarniętym wojną domową – tak w skrócie można opisać grę Brink. Na tegorocznym gamescomie mieliśmy okazję zobaczyć, jak prezentuje się tryb sieciowy tej właśnie produkcji.
Przeczytaj recenzję Brink - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Stoisko Bethesdy na targach gamescom 2010 gościło twórców gry Brink. Panowie ze Splash Damage postanowili zaprosić kilku dziennikarzy do rozegrania pokazowego meczu w trybie sieciowym ich najnowszego dzieła. Zanim jednak wzięliśmy do rąk wirtualne karabiny, prowadzący przedstawił pokrótce, czym właściwie jest Brink.
Jak na Splash Damage przystało, ich najnowszy tytuł to FPS, którego akcja osadzona jest w miejscu o nazwie The Ark – wielkiej pływającej metropolii, która oczywiście ma swoje problemy i to dość poważne. Władze miasta represjonują ludność, co zmusza cywili do zorganizowania czegoś w rodzaju ruchu oporu. Dzieli to bohaterów gry na dwie frakcje – rebeliantów i służby porządkowe. To właśnie te dwie grupy walczą ze sobą w trybie wieloosobowym, który – jak się potem okazało – mocno przypomina zabawę znaną z Wolfenstein: Enemy Territory oraz Enemy Territory: Quake Wars.
Zasady rozgrywki zostały zaprezentowane w materiale filmowym, który również obejrzeliśmy przed walką. To, co tam pokazano, zdawało się być czarną magią. Każdy chciał jak najszybciej przetestować wszystkie opcje, jakie oferuje Brink. Gdy właściwa zabawa wreszcie się zaczęła, zostaliśmy powitani krótką cut-scenką, przedstawiającą policjantów płynących na pontonie w kierunku kryjówki rebeliantów. Jako że zostałem przypisany właśnie do stróżów prawa i porządku, moim zadaniem było przechwycenie należącej do ruchu oporu broni biologicznej. Podobnie jak w słynnym Enemy Territory jedna strona (w tym wypadku służby porządkowe) musi wykonać serię minizadań, by zakończyć całą operację sukcesem, natomiast druga (tutaj cywile) stara się za wszelką cenę powstrzymywać oponentów do momentu, w którym licznik czasu pokaże zero.
Walczący obu frakcji dzielą się na cztery klasy, z których każda ma unikatowe umiejętności. Najbardziej niszczycielską odmianą jest żołnierz. Wojownik ten posiada standardowo karabin i granaty, a ponadto nosi przy sobie ładunki wybuchowe, dzięki którym może wykonywać wszystkie zadania polegające na wysadzaniu różnych obiektów w powietrze, np. barykad. Inną ważną właściwością żołnierza jest możliwość uzupełniania amunicji zarówno u siebie, jak i u kolegów z drużyny.
Drugą klasą jest inżynier. Każdy, kto się na nią zdecyduje, musi liczyć się z faktem, że tradycyjny karabin i granaty to tak naprawdę tylko dodatek do najważniejszych elementów wyposażenia inżyniera – min i wieżyczek strzelniczych. Co więcej, gracze walczący w wojskach inżynieryjnych potrafią ulepszać broń współtowarzyszy i wykonywać wszelkie zadania polegające na konstruowaniu, np. mostów.
Do dyspozycji jest również medyk. Tej postaci raczej nie trzeba przedstawiać. Sanitariusze nie tylko strzelają do wrogów, ale przede wszystkim rozdają kolegom apteczki i reanimują rannych. Nie wykonują bezpośrednio żadnych zadań przybliżających drużynę do zwycięstwa. Ostatnią klasą jest tzw. Operative, czyli szpieg z hakerskim zacięciem. Za każdym razem, gdy drużyna musi włamać się do komputera wrogów, ta właśnie klasa wkracza do akcji. Co więcej, zastosowano tutaj to samo rozwiązanie co w poprzednich grach Splash Damage – Operative może zabierać przebranie poległym przeciwnikom i wykonywać swoją robotę pod przykrywką. Klasę wybieramy na początku zabawy, za każdym razem, gdy zginiemy na polu walki, a także w centrum dowodzenia frakcji.