autor: Michał Basta
World of Tanks - testujemy przed premierą - Strona 2
Beta testy World of Tanks już od dłuższego czasu przykuwały uwagę wszystkich fanów pojazdów pancernych. Czy najnowsza produkcja Wargaming.net, studia znanego głównie z serii turówek Massive Assault, sprosta oczekiwaniom graczy?
Przeczytaj recenzję World of Tanks - recenzja gry
Niedawno wystartowały zamknięte beta testy gry World of Tanks, koncentrującej się na bitwach pancernych rozgrywanych w trybie sieciowym. Po kilku gorących dniach spędzonych we wnętrzach różnych metalowych bestii dochodzę do wniosku, że produkcja firmy Wargaming.net podzieli graczy na dwa obozy – tych kochających ją od pierwszego wejrzenia oraz takich, którzy będą jej nienawidzić.
Do tego drugiego grona mogą trafić przede wszystkim wielbiciele szybkich strzelanin sieciowych (chociażby serii Call of Duty: Modern Warfare) i maniacy realistycznych symulatorów. Dla pierwszych rozgrywka będzie zdecydowanie zbyt mało dynamiczna, a drudzy będą pewnie narzekać, że rozpoczęcie zabawy nie wymaga przeczytania kilkusetstronicowej instrukcji. Jeżeli jednak fascynują Was czołgi i chcielibyście wraz z innymi graczami wziąć udział w pancernych starciach, w których zachowano złoty środek między realizmem a dobrą zabawą, to World of Tanks jest stworzony dla Was.
Początkowo nowy tytuł Wargaming.net może trochę przytłaczać. Po uruchomieniu gry lądujemy bowiem w garażu, gdzie na środku znajduje się nasz model czołgu, a wokół niego cała masa nieco dezorientujących opcji. Ponieważ w wersji beta nie ma żadnego samouczka, dlatego najlepiej od razu wcisnąć, migoczący w górze ekranu, czerwony klawisz Battle. Odczekujemy chwilę na zebranie odpowiedniej liczby graczy w obydwu walczących drużynach, co na ogół przebiega w iście ekspresowym tempie, i już po chwili lądujemy na polu bitwy pod słynną Prochorowką. Wokół rozbrzmiewa ryk silników, a spore skupisko sprzymierzonych z nami jednostek pancernych robi świetne wrażenie. Krótkie spojrzenie na jedyną pomoc, czyli tablicę z klawiszologią, kryjącą się pod F1, po czym cała armia rusza przed siebie. Niedługo po starcie rozlegają się pierwsze strzały, a z prawej i lewej zaczynają kopcić trafione czołgi. Nieco przerażony kontynuuję szarżę swoim lekkim niemieckim Leichttraktorem. W oddali majaczy wroga maszyna, którą ostrzeliwuję niemal na pełnym gazie. Jak nietrudno się domyślić wszystkie pociski chybiają, a wróg najspokojniej w świecie obraca lufę w moją stronę i z zabójczą precyzją oddaje dwa celne strzały. Do moich uszu dochodzi jedynie huk eksplozji, po którym nie pozostaje mi nic innego, jak podziwiać palące się zgliszcza mojego pojazdu bojowego.
Jednak nie ma sensu się przejmować. Po zakończeniu walk ponownie ląduję w garażu, ale tym razem postanawiam zabawić w nim nieco dłużej. Szybko okazuje się, że początkowe przerażenie natłokiem opcji było nieco przesadzone. Cały interfejs jest estetyczny i dobrze przemyślany. Z lewej widzimy naszą załogę wraz ze zdobytym przez nią w boju doświadczeniem, na dole zaś znajduje się pasek z zakupionymi maszynami. Początkowo dysponujemy jedynie dwoma rodzajami lekkich czołgów, ale za zarobione w czasie potyczek pieniądze możemy ulepszać poszczególne elementy pojazdów pancernych (gąsienice, silnik, radio, wieżyczkę i działo) oraz kupować nowe. Przed bojem dobrze jest również naprawić ewentualne uszkodzenia oraz zakupić amunicję. Warto zauważyć, co jest w sumie logiczne, że doświadczenie wzrasta jedynie w tych maszynach, którymi prowadzimy walki, natomiast te, które tylko stoją w garażu, nie zyskują żadnych bonusów. Jeżeli chcemy zatem rozwinąć dany model czołgu i na przykład poprawić osiągi jego załogi, to musimy jak najczęściej uczestniczyć nim w boju.
Podczas bety można korzystać z pojazdów dwóch państw – ZSRR oraz Niemiec, a w ostatecznej wersji do wojennej braci mają dołączyć też Amerykanie. Maszyny zostały podzielone na kilka grup – czołgi lekkie, średnie, ciężkie, niszczyciele czołgów oraz samobieżna artyleria. Podczas bety dostępny był jedynie jeden tryb rozgrywki polegający na zajęciu bazy przeciwnika (oczywiście jeśli wcześniej nie zniszczyło się wszystkich jego maszyn). Co ciekawe same potyczki nie mają charakteru „narodowego”, to znaczy drużyny dobierane są według posiadanego przez graczy sprzętu, a nie tego, czy stoją po stronie radzieckiej, czy niemieckiej. Chodzi bowiem o odpowiednie zbalansowanie rozgrywki, żeby nie dochodziło do sytuacji, gdzie w jednej drużynie znajdą się same lekkie czołgi, a w drugiej niszczyciele oraz artyleria. Dlatego niech nikt się nie zdziwi, jeśli zobaczy walczące po tej samej stronie duety typu Hetzer i T-34. Ponoć w finalnej wersji gry pojawią się starcia „narodowe”, ale będą dostępne jedynie w kilku historycznych bitwach.