Mortal Kombat - przed premierą - Strona 2
Twórcy marki Mortal Kombat powracają do korzeni, obiecując fanom krwawą jatkę w starym, dobrym stylu.
Przeczytaj recenzję Mortal Kombat - recenzja gry
Ostatnimi czasy nastała moda na tzw. „powroty do korzeni”. Twórcy gier (m.in. Michel Ancel z Rayman: Origins i studio Reflections w przypadku Driver: San Francisco) decydują się na ruch prosty i – patrząc z perspektywy czasu – jak najbardziej słuszny. Przywracając stare, sprawdzone rozwiązania, pogrywają na naszych sentymentach jak muzyk na dobrze nastrojonej gitarze. Z reguły tego typu zagrywki mogą liczyć na ciepłe przyjęcie – szczególnie wśród starych wyjadaczy, którzy – pamiętając dawne czasy i posiadając spore doświadczenie – nie mają często czego szukać w nowoczesnych produkcjach. Wydaje się, że Mortal Kombat, jako jedna z najbardziej uznanych i kultowych serii bijatyk, jest idealnym przykładem na potwierdzenie tych słów. Podobnie uważa zresztą Ed Boon, legendarny projektant marki, współtworzący ją z Johnem Tobiasem. Po spędzeniu piętnastu lat w nieistniejącej już firmie Midway rozpoczął kolejny rozdział życia. Jako szef studia NetherRealm (powstałego na zgliszczach chicagowskiego Midway) pragnie dostarczyć graczom nowego-starego Mortala, który – robiąc użytek z technologicznych możliwości konsol najnowszej generacji – zaserwuje wszystkim rozrywkę na wysokim poziomie.
Od momentu premiery „czwórki”, która debiutowała na kilku platformach w latach 1997-1999, seria Mortal Kombat nie potrafiła odnaleźć swojego miejsca. Miotała się, podejmując kolejne nieudane próby nadążenia za dynamicznie ewoluującymi przedstawicielami gatunku – na czele z Soul Calibur, Tekkenem i Dead or Alive – w efekcie zatracając pierwotną formę i zrażając do siebie fanów. Dla wielu synonimem upadku stał się łatwy skok na kasę, czyli połączenie świata Mortal Kombat z uniwersami wykreowanymi przez autorów komiksów zasilających szeregi koncernu DC Comics. Produkcja, mimo że udana w sensie gatunkowym, zdołała zainteresować co najwyżej graczy nie do końca obeznanych z tematem. Także tych młodszych, ponieważ – jakby tego wszystkiego było mało – Mortal Kombat vs DC Universe jako pierwsza odsłona w historii głównej serii otrzymała kategorie wiekowe +13 (w USA) i +16 (w Europie). Na szczęście te czasy odchodzą właśnie w zapomnienie.
Ed Boon postanowił oddać w nasze ręce nie tylko grę hardkorową, skonstruowaną w stylu znanym doskonale z drugiej oraz trzeciej odsłony MK (choć przeniesionym w trójwymiar), ale również wyjaśnić ową sytuację w ramach fabuły. Dokonał tego, spisując na nowo historię uniwersum Mortala. Zastosował przy tym bardzo prosty zabieg – Raiden, biorąc udział w nierównym pojedynku z Shao Khanem, jest bliski porażki. Chcąc uniknąć przeznaczenia, decyduje się na szaleńczy ruch. Wysyła w przeszłość zakodowaną wiadomość, której adresatem jest on sam, tyle że o x lat młodszy. Zawarta w niej przestroga jest dobrym pretekstem, by ponownie przeżyć z bohaterami MK ich niezwykłą historię. Tyle że tym razem opowiedzianą w nieco inny sposób.