autor: Szymon Liebert
Driver: San Francisco - już graliśmy!
Seria Driver powraca do korzeni w odsłonie, która stawia na absolutnie dynamiczne pościgi oraz olbrzymie i zróżnicowane miasto.
Przeczytaj recenzję Udany powrót serii - recenzja gry Driver: San Francisco
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
Szalone pościgi, miękkie zawieszenie samochodów i kołpaki odpadające na widowiskowych powtórkach – w taki sposób wielu graczy zapamiętało pierwszą odsłonę Drivera, która rozpoczęła jedną z ciekawszych serii gier, łączących sfabularyzowaną akcję z wyścigami. Od 1999 roku otrzymaliśmy, co prawda, kilka kolejnych części dzieła Reflections Interactive/Ubisoft Reflections, ale można mieć wrażenie, że marka trochę się rozmyła i nie wykorzystuje w pełni swego potencjału. Ubisoft zaprosił nas do studia z Newcastle na specjalny pokaz nowego tytułu z cyklu, zatytułowanego Driver: San Francisco. Autorzy zamierzają wrócić do korzeni i jednocześnie pokazać coś oryginalnego. Połączenie klasycznych pomysłów, rodem z pierwszego Drivera, z zupełnie nowym i bardzo dynamicznym podejściem może zaowocować dużą porcją adrenaliny.
W siedzibie studia Ubisoft Reflections poznaliśmy główne założenia projektu i mieliśmy okazję wypróbować wczesną wersję gry (zainscenizowaną scenkę fabularną i jeden z trybów multiplayer). Wspomniane odniesienia do początków serii to przede wszystkim powrót dobrze znanego Tannera, policjanta działającego pod przykrywką członka mafii, który wystąpił w trzech odsłonach Drivera. Kolejnym nawiązaniem jest fakt, że San Francisco będziemy zwiedzać wyłącznie za kółkiem, bo twórcy rezygnują z opcji wysiadania z samochodu. Wbrew pozorom nie znaczy to, że w nowej przygodzie zabraknie dynamizmu czy możliwości błyskawicznego zmieniania pojazdów. Gra wpisuje się bowiem w od niedawna obecną modę na udostępnianie graczom totalnie zakręconych narzędzi, za pomocą których można wykonywać wyjątkowo spektakularne ewolucje.
Zanim przejdziemy do głównej atrakcji tej produkcji, powiedzmy kilka słów o jej stylistyce i miejscu akcji. Wybór San Francisco nie jest przypadkowy – specyficzne miasto pojawiało się w poprzednich odsłonach serii, która od zawsze stawiała na widowiskowe pościgi w stylu klasycznych filmów akcji. Martin Edmondson, współzałożyciel Reflections i szef projektu, mówi, że kolejny Driver zagwarantuje „najbardziej realistyczne hollywoodzkie wyścigi” i wymienia liczne inspiracje. Twórcy wzorują się na takich filmach, jak Italian Job czy Ronin i starają imitować ich klimat oraz surowy sposób pokazywania pościgów. Nie chodzi więc tylko o fajerwerki, ale o odpowiednio dynamiczne zawieszenie samochodów i oddanie wrażenia prędkości. Po kilkudziesięciu minutach z padem możemy powiedzieć, że model jazdy jest przemyślany i jednocześnie satysfakcjonujący.
Inspiracje filmowe nie dotyczą tylko samego sterowania samochodami, bo w grze odtworzonych zostanie wiele charakterystycznych akcji. W krótkiej fabularyzowanej scence, przygotowanej specjalnie na potrzeby prezentacji, musieliśmy śledzić samochód, którego kierowca nie oszczędzał karoserii i przebijał się brawurowo przez zakorkowane ulice centrum miasta. Kilkanaście sekund później pędziliśmy wąskimi alejkami pomiędzy wieżowcami, rozbijając kolejne bramy i testując wytrzymałość zawieszenia na kolejnych nierównościach. W finale, po wykonaniu szczególnie spektakularnego skoku, samochód Tannera zawisł w powietrzu, a czas zatrzymał się – szybko „przeskoczyliśmy” do innego pojazdu i w ułamku sekundy pędziliśmy dalej. Wszystko za sprawą systemu „shift”, który jest nowym pomysłem na zabicie nudy.