autor: Przemysław Zamęcki
Harry Potter i Insygnia Śmierci – część 1 - pierwsze spojrzenie - Strona 2
Jako jedyni przedstawiciele polskich mediów mieliśmy okazję zobaczyć w akcji nowe przygody Harry’ego Pottera. Oto nasza relacja z pokazu.
Przeczytaj recenzję Harry Potter i Insygnia Śmierci – część 1 - recenzja gry
Znajdujące się na południe od Londynu miasteczko Guildford w hrabstwie Surrey słynie nie tylko jako miejsce urodzenia znanego projektanta gier Petera Molyneux, ale jest także jedną z siedzib koncernu Electronic Arts, na zaproszenie którego, jako jedyne medium z Polski, mieliśmy okazję uczestniczyć w przedpremierowym pokazie najnowszej gry z cyklu Harry Potter.
Choć J. K. Rowling oficjalnie ukończyła już sagę o młodych czarodziejach, branża filmowa oraz ta zajmująca się elektroniczną rozrywką wciąż mają pełne ręce roboty. Harry Potter i Insygnia Śmierci to ostatni już tytuł z serii, który dopiero w tym roku doczeka się przeniesienia zarówno w wymiar filmowy, jak i ten zdecydowanie nam bliższy – wirtualny.
To już siódmy rok, odkąd przygody młodego czarodzieja goszczą na ekranach naszych monitorów i telewizorów. Początkowo koncepcja serii bazowała przede wszystkim na kolorowej, platformówkowej zabawie, by wraz z premierą Zakonu Feniksa i zapoczątkowaniem ściślejszej współpracy z filmowcami, podjąć próbę jak najlepszego oddania atmosfery obrazów kinowych, poszerzając je jednocześnie o nowe wątki i lokacje. Nie inaczej jest w przypadku Insygniów Śmierci, które również jako pierwsza gra z serii powstają bazowo na konsole obecnej generacji, czyli na Xboksa 360 i PlayStation 3. Warto bowiem wiedzieć, że w czasie produkcji Zakonu Feniksa podstawową platformą dla autorów było PlayStation 2, zaś Książę Półkrwi tworzony był przede wszystkim z myślą o jak największym wykorzystaniu możliwości Wii. Insygnia Śmierci to postawienie na zupełnie nowy silnik, nowoczesną technologię, a także, co fanom Harry'ego może wydać się szokujące, na zupełną zmianę konwencji gatunkowej.
Ostatnie części cyklu skierowane są do trochę starszej widowni. Smutek, rozpacz po śmierci bliskich i walka o przeżycie to emocje nieobce głównym bohaterom. Za poważniejszą tematyką książek postanowili podążyć również producenci gry, którzy – opowiadając podczas spotkania o założeniach projektu – mocno podkreślali, że Insygnia Śmierci skierowane są do nieco starszego gracza, choć nie mieli tu oczywiście na myśli kategorii 18+. Po prostu – o ile we wcześniejsze tytuły spokojnie mogły zagrywać się dzieci w przedziale wiekowym 7-11 lat, o tyle nowy skierowany jest zdecydowanie do nastolatków. Nie zapominajmy przecież, że nie ma już Hogwarthu, który został przejęty przez popleczników Voldemorta. Nie liczą się żadne zasady. Jest tylko życie i śmierć.
A także akcja i jeszcze raz akcja, bowiem Harry Potter i Insygnia Śmierci ma być najprawdziwszym shooterem z perspektywą z trzeciej osoby. Owszem, zamiast tradycyjnej broni w użyciu będzie jedynie magiczna różdżka, ale rzucane przez nią zaklęcia w dużej mierze zadziałają analogicznie do strzałów z pistoletu, karabinu maszynowego czy bazooki, choć nie spowodują niczyjego zgonu, przynajmniej nie w takim rozumieniu, do jakiego przyzwyczaiły nas inne gry. Poziom, który miałem okazję obejrzeć, a następnie w niego zagrać, znajdował się w opuszczonej fabryce pełnej teleportujących się w kłębach dymu Śmierciożerców. Pokonany przeciwnik znika w identyczny sposób. Autorzy gry są przekonani, że epatowanie trupami w takim tytule nie jest konieczne i że to rozwiązanie w zupełności wystarczy. Niestety, nie miałem okazji zobaczyć, jak Harry radzi sobie z potworami w rodzaju pająków czy trolli, czy nawet smoków, które również pojawią się w grze jako oponenci. W przypadku dużej utraty punktów życia ekran robi się czarno-biały oraz zmniejsza się pole widzenia z powodu zaciemnienia jego narożników.