autor: Przemysław Zamęcki
Metal Gear Solid: Peace Walker - przed premierą
Hideo Kojima kolejny raz chce udowodnić, że ma jeszcze coś bardzo konkretnego do powiedzenia w kwestii Metal Gear Solid. Mistrz nie ma w zwyczaju robić słabych gier.
Przeczytaj recenzję Metal Gear Solid: Peace Walker - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PSP.
Hideo Kojima po raz kolejny nie dotrzymał słowa. Najpierw twierdził, że Metal Gear Solid 3: Snake Eater będzie jego ostatnim podejściem do tej serii. Podobna sytuacja miała miejsce przy okazji premiery Guns of the Patriots. Czwarta część wyjaśniła kilka fabularnych zawiłości, Kojima mógł więc śmiało dać sobie spokój i zająć się na przykład Zone of the Enders 3 albo chociaż zrobieniem nowej wersji Policenauts, z powodu czego pewnie wielu fanów nie posiadałoby się z radości. Jednak na szczęście dla nas, maniaków serii, Hideo po raz kolejny nie wywiązał się z obietnicy i w pełni (jest zarówno producentem, reżyserem, jak i scenarzystą) zaangażował w stworzenie kolejnego MGS-a. Biorąc pod uwagę, że seria jest prawdziwym koniem pociągowym Konami, nie ma się czemu dziwić.
Szperając w archiwach, można odnaleźć zdjęcia materiałów promocyjnych, na których pełna nazwa nowej produkcji brzmiała Metal Gear Solid 5: Peace Walker. Ostatecznie piątka znikła z tytułu, a gra, jak dobrze wiemy już od ubiegłorocznego E3, trafi na PSP. Okazało się też, że równolegle powstaje Metal Gear Solid: Rising na PC, X360 i PS3. O ile jednak za Peace Walker stoją ludzie odpowiedzialni za Guns of the Patriots, to za przygody Raidena odpowiada inna ekipa, niezależna od Hideo Kojimy. Można więc przypuszczać, że piątą, pełnoprawną część, Kojima zarezerwował dla siebie na przyszłość. Na razie jednak, zamiast gdybać, przyjrzyjmy się najnowszemu dziełu mistrza.
Historię Solid Snake’a i jego braci poznaliśmy już dość dobrze, wobec czego autorzy po raz kolejny postanowili skupić się na pokazaniu przygód ojca tej wesołej gromadki, czyli Big Bossa. Akcja początkowo przenosi nas do 1974 roku, na kolumbijską plażę, na której Naked Snake (czyli właśnie Big Boss – czyżbyście przez chwilę poczuli się zdezorientowani?) bierze udział w ćwiczeniach Żołnierzy Bez Granic. Jest to utworzony przez niego oddział najemników z ideałami. Trwa zimna wojna, światu grozi nuklearna zagłada, wywiady różnych państw toczą zakulisowe rozgrywki, a tymczasem Snake wciąż jeszcze rozpamiętuje wydarzenia sprzed dziesięciu lat, kiedy to w trakcie kryzysu kubańskiego musiał wystąpić przeciwko swojej mentorce, matce sił specjalnych, The Boss. Musicie bowiem wiedzieć, że Peace Walker w wielu miejscach nawiązuje do wydarzeń ze Snake Eater. Choćby poprzez liczne retrospekcje, które mogliśmy podziwiać w filmowych zwiastunach. Jednak, jak twierdzi Kojima, dogłębna znajomość przeszłości Big Bossa nie jest konieczna do pełnego zrozumienia fabuły nowej produkcji.
Zostawmy na chwilę te dygresje i skupmy się ponownie na opowieści. Otóż do obozu treningowego przybywa niejaki doktor Galvez z portorykańskiego Uniwersytetu Pokoju oraz jego podopieczna, szesnastoletnia Paz. Warto tu zaznaczyć, że wszelkie przerywniki są bądź zrobione na silniku gry, bądź przedstawione w formie interaktywnego komiksu (podobnie jak w Portable Ops czy Digital Graphic Novel). Galvez twierdzi, że CIA w porozumieniu z rządem jego kraju finansuje jakąś tajemniczą organizację najemników. I to wbrew portorykańskiemu prawu, które uniemożliwia temu krajowi posiadanie jakichkolwiek zorganizowanych sił zbrojnych. W zamian za pomoc Galvez oferuje Snake’owi przejęcie kontroli nad wybudowaną na oceanie platformą, która mogłaby stać się przyszłym domem dla Żołnierzy Bez Granic. A gdyby to nie przekonało naszego awanturnika, Galvez ujawnia, że zna jego prawdziwą tożsamość. Tego już za wiele, wobec czego Snake pakuje manatki i jedzie przyjrzeć się sprawie tajemniczego projektu o nazwie Peace Walker i nowym modelom Metal Gearów.