autor: Przemysław Zamęcki
Split/Second - już graliśmy!
Udaliśmy się do siedziby Black Rock Studios, aby naocznie przekonać się czym w przyszłym roku zamierzają zaskoczyć nas twórcy świetnego Pure. Miłośnicy efektownych wyścigów samochodowych mogą zacierać ręce!
Przeczytaj recenzję Split/Second - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
Wyścigi samochodowe to bardzo niewdzięczny gatunek. No, bo co nowego można wymyślić w tej utartej formule, w której z jednej strony dąży się do osiągnięcia maksymalnego realizmu (a przynajmniej takiego, który będzie w stanie ogarnąć średnio zaawansowany wirtualny kierowca), z drugiej zaś – do rozsmarowywania przeciwników po bandach. Tymczasem okazuje się, że jak się chce, to można wymyślić coś, czego jeszcze nie było. A przynajmniej się próbuje, o czym mogliśmy przekonać się osobiście, wyruszając do siedziby producenta Split/Second, firmy Black Rock Studios, mieszczącej się w Brighton, uroczym miasteczku położonym na południu Wielkiej Brytanii.
Nie pomylę się wiele, jeżeli już na samym początku napiszę, że Split/Second pełnymi garściami czerpie z dorobku Burnouta, dodając przy okazji mnóstwo od siebie. W zasadzie jestem nawet przekonany, że gdyby ktoś przez kilkanaście sekund miał okazję widzieć w akcji S/S, nie wiedząc, co tak naprawdę ogląda, byłby święcie przekonany, że ma do czynienia z dziełem Criterion Studios. Lepszej rekomendacji, aby baczniej nadstawić ucha na wszelkie informacje dotyczące tej gry już chyba nie trzeba.
Kiedy usiadłem przed telewizorem z padem w ręku, pierwsze wrażenie owego podobieństwa było wręcz niesamowite. Kolorystyka, drifty na zakrętach, śmigający przed maską z szaloną prędkością przeciwnicy. Jednak Split/Second to nie tylko konieczność grzania do mety z maksymalnie wciśniętym w podłogę pedałem gazu. Właściwie nieobecne w tym tytule są również przepychanki na drodze. Oprócz szybkości liczy się także styl jazdy, a za zdobyte w ten sposób punkty możemy modyfikować trasy w czasie rzeczywistym oraz wpływać na różne wydarzenia, pomagające w eliminacji pozostałych zawodników. To właśnie te elementy stanowią o atrakcyjności gry i jednocześnie o jej oryginalności. Wcześniej czegoś takiego po prostu nie było!
No dobrze, więc jak w to się właściwie gra, kiedy nie tylko musimy pilnować, żeby nie wpakować się w jakąś „przeszkadzajkę”, kontrolować zdobyte punkty, wiedzieć, kiedy warto z nich skorzystać, to na dodatek te same sztuczki stosują wobec nas przeciwnicy, a najbliższe otoczenie zdaje być dekoracjami w jakimś katastroficznym filmie, gdzie wszystko wybucha i samoloty spadają nam na głowy. Wbrew pozorom, pomimo panującego na trasie Armagedonu wcale nie zacząłem tonąć w morzu chaosu, a to dzięki bardzo przemyślanemu interfejsowi, pomagającemu skupić się na tym, co najważniejsze i niezmuszającemu do rozglądania się po krawędziach ekranu z pytaniem, czy można już odpalić jakiegoś combosa. Wszystkie niezbędne dane upchnięto bowiem tuż za samochodem, dzięki czemu, mając ogólny podgląd sytuacji, ani na chwilę nie odrywamy się od panującej w centrum ekranu akcji. Wyświetla się tu nasza pozycja w stawce, numer okrążenia i podziałka reprezentująca zdobyte punkty.