autor: Szymon Liebert
Brutal Legend - pierwsze spojrzenie - Strona 2
O tym, że Tim Schafer interesuje się metalem, wiemy już od czasów słynnego Full Throttle. Teraz znany twórca postanowił pójść jeszcze dalej i wysłać nas bezpośrednio do świata ćwieków, ostrego grania i długich włosów.
Przeczytaj recenzję Brutal Legend - recenzja gry
Długie włosy, kolczyki, ćwieki, czarne ubrania, skóra, glany, motory, łańcuchy i ostre gitarowe riffy. Niejeden z Was zapewne marzył kiedyś o zebraniu wszystkich tych akcesoriów i zostaniu fanem metalu. Taką nadzieję ma najwyraźniej Tim Schafer, który w swojej najnowszej produkcji, czyli Brutal Legend, postanowił wziąć na warsztat stylistykę związaną właśnie z tym gatunkiem muzycznym. Główny bohater gry, gość od koncertowego sprzętu imieniem Eddie Riggs, zostaje przeniesiony prosto z metalowej imprezy w inny wymiar. Okazuje się, że ten ostatni wygląda jak szalone połączenie okładek płyt zespołów reprezentujących różne podgatunki metalu. Ponadto jest zaludniony przez demony, potwory oraz oczywiście posiadaczy wymienionego na wstępie asortymentu. Tak w skrócie prezentuje się zarys fabuły. A jak wygląda gra? Opowiedział o niej sam autor.
Tim Schafer pokazał zarówno kampanię solową i dość zaskakujący tryb sieciowy. W pierwszym przypadku zabawa rozpoczyna się dokładnie w opisanym wyżej momencie. Nasz bohater, jeszcze przed sekundą znajdujący się na scenie podczas koncertu, budzi się nagle w zupełnie innym miejscu. Zamiast znajomych członków zespołu widzi dziwne zakapturzone postacie stojące w kręgu nad pentagramem. Szybko okazuje się, że są to potwory z piekła rodem, które chcą dorwać Eddiego za zakłócanie ich rytuału. Ten, nie zastanawiając się długo, chwyta wbity w ziemię topór i rozpoczyna bitkę z napastnikami. Jak zauważa autor gry, machanie średniowieczną bronią zawsze było marzeniem Eddiego, więc jego płynne wejście w nową rolę nie powinno nikogo tak naprawdę dziwić. Tym bardziej, że – jak okaże się później – jest on wybrańcem i zbawcą tego dziwnego metalowego świata.
Brutal Legend łączy kilka gatunków. W pierwszych starciach widać, że mamy do czynienia z prostym, ale porządnym slasherem, w którym oprócz standardowych ciosów można wykonywać kilka ataków specjalnych. Uczymy się ich podczas zabawy, dzięki podpowiedziom oraz widowiskowym, wystylizowanym planszom z opisami. Bardzo szybko bohater wykorzystuje także możliwości Klementyny, czyli… swojej gitary. Po przeniesieniu do alternatywnej rzeczywistości zyskała ona nowe, magiczne moce, które przywołujemy, odgrywając widowiskowe solówki. W praktyce sprowadza się to do wciskania odpowiednich sekwencji guzików na padzie. Głównym punktem następnego starcia jest spotkanie z nieco silniejszą wysoką przeciwniczką. Początkowy fragment gry dokładnie zaznajamia ze sterowaniem oraz systemem walki, więc bitwa nie jest szczególnie trudna. To jednak nie wszystkie niespodzianki.