Call of Duty: Modern Warfare 2 - Pierwsze wrażenia (E3 2009)
Ile zmieniło się w sequelu w stosunku do pierwszej części Modern Warfare? Na razie wiadomo, że niezbyt wiele, ale absolutnie nie należy tego uznawać za wadę.
Przeczytaj recenzję Call of Duty: Modern Warfare 2 - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Po prezentacji drugiej odsłony cyklu Modern Warfare na targach E3 jedno wiem już na pewno: mimo wcześniejszych zapowiedzi, w trybie kampanii dla samotnego gracza nie zmieni się praktycznie nic. Rozgrywką nadal rządzić będzie masa zaprogramowanych zdarzeń, dzięki którym dzieło firmy Infinity Ward pozostanie świetnie zrealizowanym interaktywnym filmem, pełnym zapierających dech w piersiach scen, ale jednak najeżonym skryptami do granic możliwości. Udowodniła to pokazywana przez twórców gry misja o nazwie Cliffhanger (tym razem w całości, a nie sprytnie pocięta, jak na konferencji Microsoftu), w której główny bohater – Gary „Roach” Sanderson – pod wodzą kapitana MacTavisha usiłuje wtargnąć do wrogiej placówki na terenie Kazachstanu.
Nasz śmiałek sprawnie przebiera czekanami, wspinając się po lodowej ścianie, ale po jednym z brawurowych skoków nie udaje się mu bezpiecznie wylądować i w rezultacie zaczyna niebezpiecznie zjeżdżać w dół. Wydaje się, że Sandersona czeka najgorsze, jednak czujny kompan w ostatniej chwili łapie go za rękę, ocalając tym samym od niechybnej śmierci. Tego typu sytuacje niewątpliwie urozmaicą zmagania i sprawią, że rozgrywka stanie się bardziej emocjonująca. Trzeba jednak pamiętać, że przy kolejnych próbach ukończenia etapu kapitan zawsze będzie ratować towarzysza w identyczny sposób. Takich momentów w prezentowanej na E3 misji było bardzo wiele, więc jeśli ktoś łudził się, że gra będzie słabiej oskryptowana, może porzucić nadzieje.
Kiedy po męczącej wspinaczce żołnierzom udaje się dotrzeć na szczyt, przychodzi czas na infiltrację bazy w szalejącej zamieci śnieżnej. Gracz może skorzystać z usług specjalnego detektora (przypomina te używane przez marines w cyklu filmów o Obcym), który podaje mu pozycje znajdujących się w pobliżu przeciwników. Zasadniczo możemy dzięki niemu unikać kontaktu z wrogiem, ale gdy w grę wchodzą pojedynczy żołdacy, nie ma to żadnego uzasadnienia. Fatalne warunki pogodowe skutecznie zagłuszają oddawane strzały, więc sukcesywne eliminowanie spotykanych po drodze oponentów wydaje się być jedynym słusznym rozwiązaniem. Autorzy podkreślają fakt, że użytkownik ma tutaj możliwość wyboru postępowania, ale nie róbcie sobie wielkich nadziei – to nie Far Cry. Prawdę mówiąc to, czy zabijemy wrogów, czy przejdziemy obok nich niezauważeni, nie ma właściwie żadnego znaczenia – po dotarciu do niewidzialnego checkpointu odpala się kolejny skrypt i szybko zapominamy, że jeszcze przed chwilą kluczyliśmy między budynkami w nadziei, że uda nam się bezpiecznie dotrzeć do wskazanego przez dowódcę celu. Jak widać, wszystko niewiele różni się, od tego, co widzieliśmy w pierwszej części gry, a także w pozostałych odsłonach cyklu Call of Duty.