autor: Marcin Łukański
The Saboteur - pierwsze spojrzenie - Strona 2
Z jednej strony wyścigi samochodowe, z drugiej długie piesze wędrówki. Z jednej strony wartka akcja, z drugiej skradanie się w cieniu. Z jednej strony barwne, pozytywne kolory, z drugiej czarno-biały świat.
Przeczytaj recenzję The Saboteur - recenzja gry
Na specjalnej prezentacji w Londynie miałem okazję zobaczyć w akcji grę The Saboteur – zupełnie nową markę Electronic Arts. The Saboteur okazał się wyjątkowo ciekawym połączeniem różnych elementów znanych z wielu gier akcji. Cała ta mieszanka została doprawiona kilkoma interesującymi pomysłami i zapakowana w otwarty, dość dużych rozmiarów świat. W efekcie otrzymaliśmy coś, co zapowiada się na solidną i interesującą produkcję.
Akcja gry umieszczona jest w czasach II wojny światowej. Walczyć będziemy głównie na terenach okupowanej Francji, a konkretniej – w Paryżu. Bohaterem The Saboteur jest Irlandczyk Sean Devlin. Sean jest kierowcą wyścigowym, dla którego liczą się tylko kolejne rajdy i kolejne zwycięstwa. Wojną zaczyna interesować się dopiero wtedy, gdy naziści zabijają jego dobrego przyjaciela. Sean – wiedziony rządzą zemsty – rozpoczyna swoją prywatną walkę z okupantem, przy okazji pomagając francuskiemu ruchowi oporu. Producent zwraca uwagę na fakt, że gra nie koncentruje się na historycznych, istotnych wydarzeniach i II wojna światowa jest tylko otoczką fabularną.
W czasie prezentacji zobaczyliśmy fragment jednej z misji, co pozwoliło zaznajomić się z najważniejszymi aspektami nowej gry Pandemic Studios. Pierwszą rzeczą, która – dosłownie – rzuca się w oczy, jest nietypowy styl oprawy graficznej. W grze znajdziemy tereny okupowane przez nazistów oraz tereny już przez nas wyzwolone z rąk nieprzyjaciela. Obszary wolne od okupacji są pełne pozytywnych kolorów i jaskrawych barw. Tereny zajęte przez wroga są przedstawione w kompletnie inny sposób. Większość z nich jest zupełnie czarno-biała i powleczona leciutkim filtrem, co sprawia troszkę komiksowe wrażenie. Jednak nie cały świat jest czarno-biały. Niektóre elementy są wyblakłe (np. światła w domach), inne są odważniej podkolorowane (np. drabiny), a jeszcze inne posiadają ostre, kontrastowe barwy o różnych odcieniach czerwonego (flagi, kluczowe miejsca i krew). Całość bardzo przypomina na przykład Sin City Franka Millera i jest wyjątkowo przyjemnie zaprezentowana. Gdy już wykonamy zadanie w danym miejscu i oczyścimy teren z Niemców, to obszar nabiera barw, a czerń i biel znikają. Podobny zabieg został zastosowany w Prince of Persia, ale tutaj prezentuje się znacznie ciekawiej.
The Saboteur kładzie silny nacisk zarówno na czystą akcję, jak i na zabawę w chowanego, co mogłem zobaczyć, gdy w czasie prezentacji producent przechodził przykładową misję. Zadaniem Seana było dotarcie do działa ostrzeliwującego siły oporu i wysadzenie niebezpiecznej broni. Mogliśmy to zrobić na dwa sposoby – skradając się lub wpadając w sam środek Niemców, strzelając wokoło i zostawiając po sobie krwawą miazgę. Producent zastosował złoty środek, na samym początku ukrywał się, a potem rozpoczął wesołą strzelaninę.
System skradania się polega na chowaniu się za różnymi przeszkodami, skrzyniami, murkami i na unikaniu strażników, których zasięg obserwacji terenu jest ograniczony. W każdej chwili możemy podkraść się do niczego niespodziewającego się nieszczęśnika i wykonać na nim cichą egzekucję. Możemy również chwycić broń i zastosować metodę Rambo, co też w pewnym momencie uczynił producent. W przypadku otwartej walki, rozgrywka nie różniła się zbyt od tego, co znamy z gier akcji tego typu.