autor: Maciej Jałowiec
Warhammer 40,000: Dawn of War II - testujemy przed premierą - Strona 3
Kosmiczni Marines wciąż żyją i wygląda na to, że mają się dobrze. Beta-test Dawn of War 2 dostarczy Wam informacji zarówno na temat kampanii dla pojedynczego gracza, jak i rozgrywki sieciowej.
Przeczytaj recenzję Warhammer 40,000: Dawn of War II - recenzja gry
Relic to niezwykła firma. Opracowawszy świetny pomysł na strategię czasu rzeczywistego, potrafiła porządnie zaserwować go graczom kilka razy. Pomijając bardzo dobrą i utrzymaną w typowej dla Relica konwencji Company of Heroes, warto przede wszystkim wspomnieć, że Warhammer 40,000: Dawn of War zebrał świetne noty na poziomie 86% i doczekał się aż trzech oficjalnych rozszerzeń. Zarówno ocena podstawki, jak i obecność Winter Assault, Dark Crusade i Soulstorm doskonale świadczą o tym, jak wysoko Relic postawił sobie poprzeczkę.
Przedpremierowa wersja Dawn of War 2 pozwala mniej więcej ocenić, czy autorzy podołali zadaniu, jakim było stworzenie pełnoprawnego sequela gry opartej na bogatym uniwersum Warhammera 40,000. Sytuacja z DoW 2 jest również ciekawa z punktu widzenia redaktora piszącego o tej grze, bowiem udostępniony przez CD Projekt kod jest praktycznie cały czas uaktualniany. Z tego powodu ciężko z całą pewnością stwierdzić, jak będzie wyglądać premierowa wersja omawianej produkcji.
Grając samotnie
Kampania dla pojedynczego gracza pozwala wcielić się w dowódcę oddziałów Kosmicznych Marines. W fabule gry pojawiają się znane z poprzednich odsłon osoby, takie jak kapitan Davian Thule czy Gabriel Angelos. Akcja gry koncentruje się na inwazji nowej rasy, jaką są Tyranidzi. Nie dość, że są oni prototypem Zergów ze Starcrafta, to jeszcze przypominają postacie z takich filmów z gatunku science-fiction jak Starship Troopers. Oprócz wspomnianych Marines i Tyranidów, w grze spotkamy również innych starych znajomych – Eldarów i Orków.
Nie od dziś wiadomo, że DoW2 to produkcja zupełnie inna niż jej poprzedniczka. Przede wszystkim można od razu zapomnieć o stawianiu bazy. Na misję wybieramy tylko cztery spośród sześciu dostępnych oddziałów – stanowią oni całą naszą siłę w obliczu wrogich hord. Na szczęście, jest z czego wybierać, bowiem wśród dostępnych ludzi mamy m. in. speców od broni ciężkiej, zwiadowców, szturmowców z jetpackami, a w późniejszym stadium rozgrywki pojawia się również robot bojowy Drednot.
Zabawa wygląda następująco: lądujemy na polu bitwy zawsze w południowej części mapy. Nasz cel przeważnie znajduje się dokładnie na jej drugim krańcu, zaś na drodze do niego stoi mnóstwo wrogów. Przebijając się do celu, można przechwycić jakiś budynek, dzięki któremu otrzymamy wsparcie w kolejnych misjach – artylerię, utworzenie wieżyczek obronnych lub czasową nieśmiertelność. Ostatecznym wrogiem w misji jest przeważnie jakiś silny Boss, dysponujący specjalnymi atakami i skórą tak twardą, że pociski z tradycyjnej broni palnej nie robią mu krzywdy. W walce z takim przeciwnikiem trzeba uciekać się do innych taktyk – stosowania granatów, wyrzutni rakiet czy też mieczy łańcuchowych.
Misje tego typu stanowią około 90% kampanii dla pojedynczego gracza. Na pozostałe 10% składają się rozwijające fabułę nieszablonowe zadania. Zarówno teren, jak i główne wytyczne w tych misjach są zdecydowanie bardziej oryginalne i przez to ciekawsze. W grze pojawiają się także zadania dotyczące obrony w/w budynków zapewniających wsparcie. Polegają one na odparciu kilku fal ataków i zniszczeniu wrogiego pojazdu, który zawsze w tego typu misjach zjawia się na samym końcu. Wystarczy odpowiednio rozstawić wieżyczki, miny i naszych Kosmicznych Marines, by nie prześliznęła się nawet mysz.