autor: Adam Kaczmarek
Shadow Harvest: Phantom Ops - przed premierą - Strona 2
Shadow Harvest jest debiutanckim tytułem niemieckiego Black Lion Studios. Czy połączenie skradanki z typową grą akcji przyciągnie graczy do monitorów?
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Niektóre debiuty mają to do siebie, że albo umożliwiają zaistnienie mniejszym studiom developerskim, albo pogrążają je jeszcze na etapie planowania przyszłości. Z drugiej strony, gdyby nie okazja do wykazania się kunsztem programowania, nie mielibyśmy do czynienia z takimi osobistościami świata gier jak John Romero, Gabe Newell czy Hideo Kojima. Paradoksalnie, dzisiaj wstrzelić się w rynek jest znacznie łatwiej niż jeszcze kilka lat temu. Kolejne tytuły bazują na sprawdzonych rozwiązaniach, a jedynym elementem, o który trzeba się martwić, są pieniądze. Przykładem tego jest właśnie Black Lion Studios. Skromna ekipa z niemieckiego Hannoveru, pracująca na jednym z pięter wynajętej willi, próbuje stanąć w szranki z najlepszymi. Ich asem w rękawie ma być tajemniczy projekt o nazwie Shadow Harvest.
O tym, że do planów BLS należy odnosić się z szacunkiem, niech świadczy lista gier, w których maczali palce poszczególni programiści z obecnej brygady. GTR 2, The Guild, Neocron X-Beyond the Frontier – to pozycje może nie tyle okryte sławą, co z całą pewnością innowacyjne, skomplikowane i nie mające znamion odsmażanych kotletów. Doświadczenie nabyte w ostatnich latach połączone ze świeżą krwią ma zaprocentować zarówno w Shadow Harvest, jak i kolejnych produkcjach niemieckiego studia. Skupmy się jednak na jego najnowszej propozycji.
Jest rok 2025. Świat ogarnięty wojnami i anarchią wydaje się chylić ku upadkowi. Głównym powodem konfliktów są zasoby naturalne, a raczej ich brak. Nowe złoża ropy pociągają za sobą nieporozumienia wśród lokalnych władz i chęć nielegalnego ich zagarnięcia. Niepokojąco wygląda również sytuacja krajów trzeciego świata. Reformy gospodarcze ustępują inwestycjom w sferze militarnej. Przemysł zbrojeniowy notuje rekordowe zyski. Tymczasem międzynarodowi szpiedzy natrafiają w Somalii na ślad zaawansowanej technologicznie amerykańskiej broni. Rząd USA postanawia wysłać w ten rejon dwójkę renomowanych agentów, których zadaniem jest odszukać, a następnie odzyskać skradzione narzędzie zagłady.
W duet wspomnianych wywiadowców wcieli się gracz, który – korzystając z dostępnych dla każdej z postaci umiejętności – postara się rozwiązać zagadkę i złagodzić spór między politykami a partyzantami. Agencja ISA (notabene, istniejąca w rzeczywistości, założona w 1981 roku przez pułkownika Jerry’ego Kinga) wytypowała do tego zadania Myrę Lee i Arona Alvareza. Myra jako typowa kobieta-szpieg musi wniknąć w szeregi aferzystów, aby sprawdzić, jakim cudem biedna Somalia wzbogaciła się o ATBW. Skrót ten pochodzi od nazwy All Terrain Battle Walker, czyli nowiutkiej zdobyczy techniki, jaką jest mech (nie mylić z tym leśnym!). Maszyna stosowana jest przez władze do wyrzynania opozycji. Aron Alvarez to były członek oddziału Delta Force, któremu obca jest delikatność i subtelność przeprowadzania akcji. Facet jest dobrze wyszkolonym w posługiwaniu się śmiercionośnymi zabawkami rzeźnikiem. Jego misją jest odebranie życia dyktatorowi Karimowi Kimoseinowi.
Dwa różne sposoby prowadzenia rozgrywki z pewnością spodobają się zarówno miłośnikom składanek, jak i ostrych strzelanin. Każda z postaci posiadać będzie specjalny wachlarz umiejętności, które pomogą w walce z wrogiem. Myra świetnie sprawdzi się w elementach typowo zręcznościowych rodem z Tomb Raider. Wspinanie się po ścianach, skoki z dużej wysokości, ukrywanie się przed strażnikami to jej domena. Oprócz tego od czasu do czasu przyjdzie jej przesłuchiwać wybrane jednostki, a także pobawić w hacking. Informacje ściągnięte z komputerów pozwolą agentce wyłączyć kamery ochrony i otworzyć zamknięte wcześniej drzwi. Aby gracz nie poczuł się zbyt swobodnie, arsenał przewidziany dla Myry wygląda ubogo. Panna Lee liczyć może tylko na skuteczność kuszy oraz noży z potrójnym ostrzem.