autor: Marcin Konstantynowicz
Ghostbusters: The Video Game - zapowiedź
„Kiedy coś dziwnego czai się w sąsiedztwie – kogo wezwiesz? Pogromców Duchów!” Już niedługo powrót legendy – specjalnie dla graczy!
Przeczytaj recenzję Ghostbusters: The Video Game - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PS3.
Powrót legendy
Każdy chyba zna Pogromców Duchów. Chcąc nie chcąc, w okresie Świąt przeważnie przed lub po Kevinie samym w domu oglądamy zmagania dzielnych naukowców z groteskowym Piankowym Marynarzykiem, moją ulubioną glutoplazmą i Złym (przez duże „Z”) Vigo, nie wiem jak Wam, ale mnie Pogromcy zawsze się podobali. Czego by o tym filmie nie powiedzieć – dialogi, postacie, klimat i humor są niepowtarzalne.
Od jakiegoś czasu powstaje coś, na co wielu czeka z niecierpliwością. Mowa o Ghostbusters: The Videogame, czyli… grze na motywach filmu, tworzonej przez Terminal Reality. Warto zwrócić uwagę na słowo „powstaje”, gdyż przez pewien czas wydawało się, że projekt zostanie porzucony (po fuzji Activision i Vivendi gra poszła do kosza), na szczęście wskrzesiło go Atari (podobno zamieszane były w to duchy), dzięki czemu gra nadal jest w produkcji.
Co można powiedzieć o Ghostbusters: The Videogame? Na pewno zobaczymy czwórkę znanych z filmu bohaterów. Cudowne jest to, że w projekt zaangażowani są aktorzy. Tak, ci aktorzy – Dan Aykroyd, Bill Murray, Harold Ramis i Ernie Hudson, którzy ponownie wcielili się w swoich filmowych bohaterów – tzn. podłożyli głosy oraz użyczyli twarzy (co od razu widać!). Pojawi się też szereg drugoplanowych postaci i chyba tylko babcia Ripley (Sigourney Weaver) wykręciła się innymi zobowiązaniami. Aykroyd i Remis ponownie napiszą scenariusz. Dlaczego ponownie? Bo to oni są autorami filmowej fabuły. Co to oznacza? Warto przypomnieć sobie którąś z części, pełnych docinków i ciętych ripost. Jeśli choćby tylko to miało się powtórzyć w grze, to już jestem na tak! Zresztą widać pierwsze oznaki tego, że będzie dobrze. Wystarczy zaznaczyć, że w momencie startu gry taki np. Gozer, który był postrachem całego jabłkowego miasta, stał się ikoną popkultury. Naprawdę wierzę, że pomimo upływu lat dalej będziemy mieli do czynienia z tą samą dozą ironii i dystansu.
W Nowym Jorku to mają fajnie…
Autorzy starają się, by gra jak najbardziej przypominała obie części filmu, wyciskając z graczy nostalgiczne łzy. Jak dla mnie są na dobrej drodze. Akcja rozpoczyna się rok po szaleńczym rajdzie Statuą Wolności przez Manhattan i pokonaniu Złego (przez duże „Z”) Vigo, którego uduszono, połamano kołem, rzucono na pożarcie dzikim psom, a na koniec spalono (czy jakoś tak). Pogromcy Duchów dostają do pomocy kolejną osobę – gracza. Zostajemy zatrudnieni, aby przetestować nowe bajery, które opracowali nasi nowi szefowie i jesteśmy określani jako spec od broni. Przy okazji gubimy starego przyjaciela, na dodatek nasila się aktywność wszelkiego rodzaju duchów i zjawisk duchopodobnych. Wszystko zaczyna się na wystawie poświęconej Gozerowi (główny zły z pierwszej części filmu). Ludzie zachowują się standardowo – jak trwoga, to do Boga. W tym przypadku do Pogromców Duchów.