autor: Jakub Kralka
Damnation - zapowiedź - Strona 3
Klimaty steampunku, Stany Zjednoczone borykające się z wojną secesyjną jeszcze w XX wieku i niezbyt doświadczone studio zajmujące się produkcją gry. Czy Damnation podbije serca graczy?
Przeczytaj recenzję Damnation - recenzja gry
Już naprawdę niewiele brakuje, by przestały powstawać nowe gry akcji, a jedynym motorem napędowym rynku stały się wyłącznie kolejne sequele albo prequele wylansowanych marek. Bogu dzięki, że – póki co – chociaż sporadycznie zapowiadane są jakieś nowatorskie projekty. Tak właśnie jest w przypadku Damnation, tworzonego przez Blue Omega Entertainment, które jak na razie w swoim dorobku ma jedynie mody do konkurencyjnych produkcji (to dzięki nim się wybiło!) i... filmy. Takie zwykłe, do oglądania z colą i popcornem. Tym razem studio stanęło przed znacznie poważniejszym wyzwaniem, ale powinno sobie poradzić. W końcu wspierają je doświadczeni mistrzowie z Codemasters.
Damnation będzie przedstawicielem szeroko pojmowanego gatunku gier akcji. Tak naprawdę trudno ściśle przypisać go do FPS-ów. Wprawdzie aplikacja umożliwi zabawę z perspektywy pierwszej osoby, ale nic nie stanie na przeszkodzie, jeśli postanowimy przenieść kamerę tuż za plecy głównego bohatera. W efekcie również fani takich gier, jak Tomb Raider czy Prince of Persia, gdzie oprócz strzelania pojawiają się elementy platformowe, nie powinni czuć się zawiedzeni. Niezależnie od perspektywy – z całą pewnością nie zabraknie też elementów typowych dla shooterów. Autorzy fabuły zadbali, byśmy mieli po temu kilka dobrych powodów.
Wojna secesyjna będąca lokalnym konfliktem na terytorium Stanów Zjednoczonych po czterech latach zaciekłych walk pomiędzy przedstawicielami Północy i Południa ostatecznie zakończyła się w 1865 roku kapitulacją stanów Konfederacji. Tyle wiemy z lekcji historii, jednak ekipa Blue Omega postanowiła na ten temat nieco pofantazjować. Mamy XX wiek, do zawarcia pokoju wcale nie doszło, technologie idą naprzód, natomiast Amerykanie po rozum do głowy – już nie za bardzo. W efekcie Stany Zjednoczone nie do końca przypominają to, co oglądaliśmy w serialach pokroju Vice City. Zamiast jazzu i prohibicji, hippisów czy kiczowatych, kolorowych garniturów otrzymamy kraj zniszczony i ogarnięty wielkim chaosem. Sam pomysł prezentowania alternatywnej wersji historii to wprawdzie nic nowego, ale miło, że w końcu dostaniemy produkcję nawiązującą choć troszeczkę do wojny secesyjnej, która nie jest równocześnie nudnawą strategią.