autor: Maciej Makuła
Dead Space - już graliśmy! - Strona 3
Dead Space próbuje wytłumaczyć, dlaczego najlepsze filmy grozy utrzymane są w konwencji SF. I robi to niezwykle skutecznie.
Przeczytaj recenzję Dead Space - recenzja gry
Sprawdzony i zasłużony zespół często okazuje się wystarczającym gwarantem jakości tworzonych przez niego tytułów. Najlepszym tego przykładem jest ekipa Blizzarda – większość osób kupi w ciemno wydaną przez tę firmę grę (a premiery nie trafiają się często), mając pewność, że nie spotka ich zawód. Grupa pracująca nad Dead Space na taką opinię zapracować sobie jeszcze nie zdążyła, jednak śledząc uważnie wszystkie udostępniane przez nią pamiętniki developerskie zdążyłem bardzo polubić zarówno samych autorów, jak i powstające dzieło. Niemniej, nauczony przypadkiem równie sympatycznego co lubiącego konfabulować Petera Molyneux, podszedłem do Dead Space z dużą dozą rezerwy oraz sceptycyzmu (zwłaszcza, że wydawcą jest samo Electronic Arts, czyt. wcielenie prastarego zła). Na szczęście przeszło półtoragodzinna sesja spędzona z owym dziełem niezwykle mile mnie rozczarowała.
Dead Space w bardzo wczesnej, wręcz embrionalnej, fazie swego rozwoju okrzyknięte zostało mianem BioShocka w kosmosie. Wskazywał na to motyw samotnego bohatera próbującego przetrwać w ruinach niegdyś wspaniałego świata, a nawet podobieństwo widocznej na pierwszych ilustracjach postaci Isaaca Clarke`a do Big Daddy’ego (świecące oczy, bardzo solidnie szyty kombinezon i sprzęt prosto z warsztatu w dłoni). Najnowszej grze studia EA Redwood Shores bliżej jednak do Resident Evil 4 – i to tylko ze względu na sposobu prezentacji, bowiem lista pozycji, którymi inspirowali się twórcy, jest naprawdę długa. Co jednak najważniejsze – wyraźnie przyświecała im idea stworzenia czegoś wyjątkowego, a wspomniane liczne wpływy posłużyły tylko jako środki do osiągnięcia tegoż celu.
Zaciągnij się na Ishimurę – zwiedzisz wszechświat
Wizja świata w Dead Space wybiega w przyszłość o 500 lat i przedstawia ludzkość borykającą się z problem niedoboru surowców. Olbrzymie statki wydobywcze przemierzają kosmos w poszukiwaniu ich potencjalnych źródeł. Napotkane planety są dosłownie rozrywane na strzępy i grabione z bogactw naturalnych. Sam świat gry skonstruowany został z głową i przy jego obmyślaniu położono ogromny nacisk na to, by był to świat spójny. Przede wszystkim mamy do czynienia z tzw. „twardym” science-fiction – co objawia się realizmem. Ishimura, jednostka z którą związana została akcja Dead Space, jest nade wszystko funkcjonalną stacją wydobywczą i miejscem, w którym przyszło egzystować ogromnej ilości osób. Ma kilka kilometrów długości, liczne placówki służące podtrzymywaniu życia kolonii górników etc., etc. Dopiero po postawieniu tego punktu autorzy przystąpili do drugiego – czyli dopasowywania statku do miejsca akcji gry, powstającego już z myślą o graczu i jego poczynaniach.
Ishimura przystępuje do pozornie rutynowego wydobycia i niedługo potem, nie licząc ostatniego wołania o pomoc, wszelki kontakt z nią się urywa. Dla przybliżenia tych wydarzeń powstał komiks i film animowany. Nie chcąc psuć potencjalnej radości towarzyszącej ich oglądaniu ani zdradzać szczegółów – zainteresowanych zachęcam do poznania ich fabuły. Samo Dead Space zaczyna się w momencie, gdy na pokład Ishimury przybywa Isaac Clarke ze świtą w celu zbadania sprawy. Miejsce, w którym lądują bohaterowie okazuje się być świadkiem olbrzymiej rzezi całej załogi, w mroku czają się zmutowane bestie, a na domiar złego Isaac zostaje odseparowany od swoich kolegów. I z tej właśnie beznadziejnej sytuacji, rodem z Horyzontu Zdarzeń Andersona, wybrnąć musi gracz.