autor: Marcin Łukański
Quantum of Solace - GC 2008 - Strona 2
Choć na hit raczej nie powinniśmy się nastawiać, mam wrażenie, że wielu graczy z radością wcieli się w agenta 007 i z niekwestionowaną przyjemnością odstrzeli kilka głów.
Przeczytaj recenzję Quantum of Solace - recenzja gry
Filmy z Jamesem Bondem należą do klasyki światowego kina. Ostatnia odsłona przygód angielskiego agenta opatrzona tytułem Casino Royale tak naprawdę niewiele miała wspólnego z dawnym Bondem. Tym niemniej, prężący swój opalony tors Daniel Craig odniósł niebywały sukces na całym świecie, a zza rogu już wygląda radośnie kolejna część filmu. Kwestią czasu było przeniesienie przygód agenta z wielkiego ekranu w rzeczywistość wirtualną.
Pokaz gry Quantum of Solace bardzo miło mnie zaskoczył. Być może dlatego, że spodziewałem się tytułu wyjątkowo słabego, a zobaczyłem zupełnie niezłą produkcję. Na hit raczej nie powinniśmy się nastawiać, ale mam wrażenie, że wielu graczy z radością wcieli się w agenta 007 i z niekwestionowaną przyjemnością odstrzeli kilka głów. A strzelania, jak przystało na do bólu typową grę FPS, będzie bardzo dużo. Nie zabraknie też kilku smaczków – niestety mało oryginalnych.
W głównym menu powitała mnie zmarszczona twarz Jamesa Bonda, a za akompaniament wokalny posłużyły zapewnienia prowadzącego prezentację, że gra jest w bardzo wczesnej wersji. W czasie około dwudziestominutowego „seansu” mogłem zobaczyć fragmenty trzech różnych etapów: pościgu przez kanały, strzelaniny na dachach oraz kolejnej strzelaniny w filmowym Casino Royale (niestety, nie było żadnych fragmentów inspirowanych zbliżającym się sequelem).
W czasie pościgu w kanałach (który jest jednym z pierwszych etapów w grze) można zauważyć dwie rzeczy – oskryptowanie kolejnych wydarzeń oraz dość solidną efektowność (czytaj: im więcej się wali, sypie i wybucha, tym lepiej). Od razu widać, że producent nastawił się na ciągłą akcję i „filmowość” przedstawianych wydarzeń. W czasie walki z przeciwnikami jesteśmy świadkami wielu z góry zaplanowanych sytuacji: a to wybucha rura, a to woda zalewa pół sali, a to spada nam na głowę fragment pomnika, a na dokładkę kawałek sufitu.
Pomijając fakt, że na rzecz prezentacji zostały zapewne przedstawione tylko bardziej pikantne fragmenty poszczególnych etapów, muszę przyznać, że to, co dzieje się na ekranie, robi dobre wrażenie. Dodatkowy chaos może wprowadzić sam gracz, strzelając w beczki z paliwem, skrzynki z dynamitem czy – w późniejszych etapach – w gaśnice. Niestety wyraźnie widać, że wszystkie efektowne i dosłownie „powalające” akcje są tylko i wyłącznie skryptami, co niekoniecznie musi się podobać. Można się domyślać, że większość gry będzie oparta na narzuconych z góry, dynamicznych sytuacjach.