autor: Przemysław Zamęcki
NecroVision - GC 2008
NecroVision zabierze nas do okopów z czasów I wojny światowej. Ale nie będzie to do końca takie sobie zwykłe miejsce. Pola bitew przemierzają żołnierze zamienieni w zombie, a pod ziemią znajduje się królestwo wampirów.
Przeczytaj recenzję NecroVision - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Kojarzycie Painkillera? Z pewnością tak. Gra studia People Can Fly swego czasu sporo namieszała na rynku elektronicznej rozrywki. Szybka akcja w stylu Quake’a i świetny klimat, jaki udało się twórcom wykreować, to główne czynniki, dzięki którym przygody Daniela Garnera na długo zapadły nam w pamięć. Miejmy nadzieję, że nie inaczej będzie z NecroVision – grą przygotowywaną przez ekipę Farm 51, z której część pracowników przed kilkoma laty szlifowała Painkillera. Tym bardziej, że korzysta ona ze znacznie ulepszonego silnika swego starszego brata po kądzieli.
NecroVision zabierze nas w mało jeszcze wyeksploatowane przez branżę gier okopy z czasów I wojny światowej. Ale nie będzie to do końca takie sobie zwykłe miejsce. Pola bitew przemierzają żołnierze zamienieni w zombie, a pod ziemią znajduje się królestwo wampirów, które – zapuszczając się coraz głębiej w poszukiwaniu surowców – nieopatrznie otwierają przejście do królestwa demonów, co prowadzi do wyniszczającej wojny pomiędzy nimi. Demony zaczynają zdobywać przewagę i tu rozpoczyna się właśnie rola gracza.
Wielkie wojny bywają sprawdzianem dla ciała i dla ducha. Gracz wciela się w młodego Amerykanina, który zaciąga się do brytyjskiej piechoty i trafia na front gdzieś w północnej Francji. Rzeczywistość weryfikuje jego oczekiwania. Wokół tylko śmierć, krzyki umierających i żywe trupy, które wzięły się nie wiadomo skąd. W odróżnieniu od Painkillera bowiem, NecroVision dysponuje, jak zapewniali w trakcie rozmowy na tegorocznych targach Games Convention pracownicy 1C, dość bogatym tłem fabularnym. Może nie przesadnym, ale wielokrotnie przyjdzie nam znajdować chociażby wyjaśniające sytuację listy pozostawione przez zmarłych żołnierzy.
Najważniejsza jest jednak akcja, która ani na chwilę nie zwalnia. O zombie pisałem już wyżej, ale na naszej drodze staną również chociażby zakuci w metalowy pancerz wrogowie, przypominający nieco Tatuśków z BioShocka czy inni bossowie. W trakcie prezentacji producent zdecydował się pokazać mapkę rozgrywającą się w angielskim Stonehenge, okupowanym przez skonstruowanego przez Niemców wielkiego skorpiona. Walka wyglądała spektakularnie i dzięki konieczności zastosowania kilku różnych technik przypominała najlepsze chwile spędzone z Painkillerem. A kiedy dojdzie do tego jeszcze możliwość niszczenia otoczenia, to.... będzie naprawdę nieźle. Może nie należy oczekiwać opadu szczęki, ale na pewno mamy do czynienia z bardzo solidną produkcją.
Ponieważ akcja gry toczy się podczas pierwszej wojny światowej, to i część dostępnej broni będzie odzwierciedlać to, co można było spotkać wtedy na polach bitew. Z czasem jednak znajdziemy coraz bardziej wymyślne pukawki, pozwalające na sianie wokół pożogi i zniszczenia. Co ciekawe, nasza postać może również wpaść w szał i spowolnić czas reakcji otaczających ją wrogów. Pomysł nienowy, ale w tym akurat tytule mogący sprawdzić się wręcz znakomicie.
Innymi słowy, jeśli Painkiller sprawił Wam wielką frajdę, nie inaczej powinno być w przypadku NecroVision. Osiemnaście różnorakich rodzajów broni, walki z wielkimi bossami, liczne zagadki i ukryte poziomy, a do tego wszystkiego jeszcze sprawdzony system walki mogą gwarantować wspaniałą zabawę. Czy aby na pewno nie przelicytowaliśmy ciekawej prezentacji, okaże się dopiero w listopadzie tego roku.
Przemek „g40st” Zamęcki