autor: Maciej Ostachowski
Harry Potter i Książę Półkrwi - przed premierą
Szykuje się kolejny Potter, ciut lepszy od poprzedniego, bo wzbogacony o parę średnio zaawansowanych minigierek. A przynajmniej tak to wygląda na Wii, bo najbardziej wątpliwą sprawą jest odpowiednie dostosowanie mechaniki gry na pozostałych platformach.
Przeczytaj recenzję Harry Potter i Książę Półkrwi - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Jak się dobrze przyjrzeć, to w grach powstałych na licencjach filmowych (czy też, o zgrozo, książkowych) można zauważyć pewien postęp. No okej, wciąż jeszcze pojawiają się koszmarki typu „Hulk jest zły, Hulk skakać na kasa”, ale na szczęście przestały już wychodzić w ilościach hurtowych. Świetnie ma się na przykład niedawne Kung Fu Panda, nie gorzej idzie grze WALL-E... Także w nadchodzących tytułach widać pewien potencjał – Quantum of Solace zapowiada się podejrzanie porządnie, a i szósta część Harry'ego Pottera wcale nie wygląda tak źle. Już w poprzednią odsłonę można było grać bez jęczenia i zgrzytania zębami, choć do konkurencyjnego (w pewnym sensie) Bully'ego zabrakło jeszcze ze dwie klasy. A czym w tym roku zaskoczy nas Potter?
Może niekoniecznie czymś szczególnie ambitnym czy olśniewającym, ale z drugiej strony, nikt niczego takiego się po Harrym nie spodziewa. Zanim jednak przejdę do konkretów, odsłonię najważniejszą kartę, która jest dość, hmm... intrygująca? Otóż, Książę Półkrwi to jedyna w swoim rodzaju produkcja multiplatformowa, grając w którą posiadacze Xboksów 360, PlayStation 3 i blaszaków mogą poczuć się pokrzywdzeni w stosunku do... (fanfary)... właścicieli Nintendo Wii. Że jak? Elektronicy postanowili bowiem poszerzyć trochę niewykorzystany w Zakonie Feniksa potencjał machania Wiilotem. No, może nawet nie „trochę” – prawdę mówiąc, owo machanie zamierzają uczynić filarem swojej przyszłej gry.
Ale w czym to przeszkadza pozostałym platformom? Przyjrzyjmy się chociażby takiej alchemii (jednej z trzech składowych domniemanego sukcesu Half-Blood Prince), czyli tworzeniu różnych dziwnych substancji na lekcjach eliksirów, w czym Harry'emu pomaga podręcznik Księcia Półkrwi. Cała mechanika polega na wypełnianiu kolejnych poleceń zawartych w recepturze, w możliwie jak najszybszym tempie. Wiecie, nerwowe mieszanie kociołka określoną ilość razy, dorzucanie do niego ucha świni, podgrzewanie go, wlewanie całej fiolki jakiegoś niszczącego zęby świństwa (trzeba jednocześnie uważać, żeby nic nie wylało się na podłogę), odganianie kolorowego dymu, gdy ten buchnie z naszej mazi – prawie jak w McDonaldzie. Podczas opowiadania o swoich niesamowitych osiągnięciach w kodzie gry twórcy z błyskiem w oczach żywo gestykulują, oddając wymagane podczas całej operacji ruchy Wiilotem i Nunchakiem (ładnie to widać chociażby w wywiadzie, jaki przeprowadziliśmy z autorami jakiś czas temu). Co jednak będzie, gdy zamiast pilota zostaniemy zmuszeni do maltretowania na wszystkie możliwe sposoby analogów w padzie bądź jeszcze gorzej – klawiatury?