autor: Jakub Kralka
Wolfenstein - zapowiedź
Wielki ojciec FPS-ów, Wolfenstein, powraca po latach. Twórcy muszą jednak pamiętać, że tym razem konkurencja po pierwsze – jest, a po drugie – trzyma się całkiem nieźle.
Przeczytaj recenzję Wolfenstein - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Nie Duke Nukem 3D, nie Quake ani nawet nie Doom są ojcami gatunku FPS. Panie i panowie, czapki z głów, będzie bowiem mowa o Wolfenstein 3D! Jeżeli ktokolwiek z Was nie miał okazji zagrać w wydaną w 1992 roku produkcję firmy id Software, to albo jest bardzo młody (wybaczamy), albo niegodzien miana sympatyka gier komputerowych. W końcu to taki sam kamień milowy w historii elektronicznej rozrywki jak PONG czy Tetris... I to by było na tyle w kwestii sentymentów – mam nadzieję, że uświadomiłem Wam, jak ważną rolę nazwa Wolfenstein pełni w tej branży.
Wolfenstein z 1992 roku doczekał się kontynuacji w postaci gier Spear of Destiny oraz Return to Castle Wolfenstein. Ostatni z wymienionych produktów okazał się całkiem niezły, ale dopiero jego multiplayerowe rozwinięcie zyskało status gry kultowej (zwłaszcza wśród kochających darmowe strzelaniny rodaków). Mimo ogromnej popularności, od kilku lat o serii nie mówiło się jednak zbyt wiele. Wiadomo było jedynie tyle, że nowy Wolfenstein powstaje w studiu Raven Software, które w przeszłości wielokrotnie współpracowało z id Software, m.in. przy ostatnim Quake’u. Dosłownie kilkanaście dni temu – przy okazji targów E3 – gra została wreszcie oficjalnie zapowiedziana. Jest już więc pewne, że opracowywana na silniku id Tech 4 (tym samym, który napędzał trzeciego Dooma) produkcja umożliwi nam kolejne spotkanie z mroczną i tajemniczą twierdzą Wolfenstein.
II WŚ w klimatach Supernatural? Skoro już jesteśmy przy tym temacie, to ja wolałbym ‘Allo ‘Allo!
Jest rok 1943, II wojna światowa w pełni, hitlerowcy cały czas w formie, choć tej akurat zdecydowanie najmocniej dodają im różne okultystyczne zabawy, czyli element pomijany lub spłycany przez historyków, dość silnie zaś akcentowany na przykład w grach i to nie tylko z serii Wolfenstein (pamiętacie nieco gorszego Ubersoldiera?). Heinrich Himmler przy wsparciu kolegów pracuje nad bronią o tajemniczej nazwie Black Sun, której potędze nie oprze się żadna armia na świecie. Cóż, armia faktycznie może nie dać sobie rady, ale przecież jest jeszcze B.J. Blazkowicz, człowiek który kilkakrotnie w swojej karierze psuł plany III Rzeszy.
Black Sun pobiera energię z alternatywnego wymiaru o nazwie Shroud (Zasłona), którego wyjątkowość poznamy również za sprawą zmienionej oprawy graficznej. Dominuje w niej zieleń, niebieski i przechodnie odcienie. Tym, co jeszcze różni go od znanej wszystkim rzeczywistości, jest obecność straszliwych potworów, które niestety nie mają ochoty na zawarcie przyjaźni, a jakby tego wszystkiego było mało, Heinrich Himmler ma wobec nich własne plany. Wszystko wskazuje więc na to, że obdarzone różnymi mocami, w tym z pogranicza „magicznych”, bestie staną się głównym utrapieniem w nowej grze z cyklu Wolfenstein. Z drugiej strony Blazkowicz po wejściu za Zasłonę również zyskuje kilka atutów, między innymi umiejętność spowalniania czasu. Ten i pozostałe dodatki mają kompletnie zmienić gameplay. Niech żyje różnorodność!
Bohater, na którego poczynania będziemy mieli bezpośredni wpływ, na samym początku zabawy trafia do okupowanej przez Niemców mieściny o nazwie Isenstadt (nie szukajcie jej na mapie, twórcy sami ją wymyślili). Co jednak jest ważne, autorzy pokusili się o stworzenie namiastki miasta, które żyje niezależnie od naszych poczynań. W związku z tym swoboda poruszania się po nim będzie dość spora, a w trakcie zabawy oprócz niemieckich przeciwników najpewniej napotkamy także wielu interesujących przechodniów.