autor: Krzysztof Gonciarz
Call of Duty: World at War - E3 2008
A to ci niespodzianka! Wiedząc o nieobecności koncernu Activision Blizzard na tegorocznych targach E3 ciężko było się spodziewać, że nadarzy się okazja zobaczyć w akcji nową odsłonę cyklu Call of Duty. Z pomocą przyszedł jednak Microsoft.
Przeczytaj recenzję Call of Duty: World at War - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
A to ci niespodzianka! Wiedząc o nieobecności koncernu Activision Blizzard na tegorocznych targach E3 ciężko było się spodziewać, że nadarzy się okazja zobaczyć w akcji nową odsłonę cyklu Call of Duty. Z pomocą przyszedł jednak Microsoft, który grywalną, pecetową wersję World at War uczynił jedną z atrakcji imprezy dedykowanej inicjatywie Games for Windows. No więc jak będzie? Kolejna miazga po niesamowitej czwórce?
Prezentowane demo rozpoczyna się od bardzo ładnej animacji, wprowadzającej w fabularne zaplecze gry. Dotyczy ono kampanii amerykańskiej piechoty morskiej przeciwko japońskim wojskom na Pacyfiku. Po kilkudziesięciu sekundach zaczyna się właściwa akcja. Bohater otwiera oczy – jest jeńcem w prowizorycznej chatce. Jeden z jego towarzyszy jest właśnie torturowany przez japońskiego oficera. Widzimy dość drastyczną scenkę, w której żołnierz (bohatersko spluwający w twarz oprawcy) przypalany jest cygarem, a chwilę później zabity przez poderżnięcie gardła. Ogólnie wydźwięk trochę podobny do pamiętnego poziomu z Call of Duty 4: Modern Warfare, w której prezydent Yasir Al.-Fulani prowadzony jest na egzekucję. Poziom detali nie notuje zauważalnej zwyżki w stosunku do poprzedniej części, co jest w sumie całkowicie zrozumiałe. Ale wróćmy do rzeczy. Kiedy oficer zaczyna zabierać się za naszego bohatera, okolica zaatakowana zostaje przez amerykańskich Marines. W ostatnim momencie doczekujemy się ratunku. Jeden z wybawców zabija oficera, rozcina nasze więzy i rzuca nam w rękę karabin.
Wychodzimy na zewnątrz i rozglądamy się po otoczeniu typowym dla wysp Pacyfiku. Tropikalna roślinność i księżyc majestatycznie odbijający się w oceanie to piękne tło dla wybuchów i nerwowych pokrzykiwań żołnierzy obydwu stron.
Pytanie, które wszyscy sobie stawiają: czy akcja będzie równie intensywna, co w czwórce? Zapytałem stojącego tuż obok Community Managera z Treyarch o orientacyjną długość gry, ale nie był mi w stanie odpowiedzieć. Sytuacja to o tyle śmieszna, że ucieszyłbym się na informację, że kampania będzie krótka. Zaprezentowany fragment misji nie miał jednak ani jednego momentu zastoju, nudnego wypełniacza. Po wybiegnięciu z chaty, przechodzimy po drewnianych pomostach wśród narastającego konfliktu. Dookoła cały czas coś wybucha – chaty eksplodują, a ze środka wypadają palący się żołnierze, panicznie próbujący ostatnim tchem wystrzelić w stronę wroga. Kawałek dalej jesteśmy już w wąskim przesmyku w dżungli wraz z grupą towarzyszy. Jest moment, żeby przyjrzeć się interfejsowi – wszystko wygląda bardzo podobnie; mini-mapka jest trochę inna, ale już np. sygnalizacja granatów identyczna jak w poprzednikach. Dochodzimy nad rzekę, gdzie przejmujemy CKM-a i używamy go do zduszenia opozycji po drugiej stronie. Przebiegamy po płyciźnie i dalej biegniemy przez dżunglę. Odnajdujemy się na polanie, gdzie jeden z Amerykanów nagle odpala flarę sygnalizacyjną. Jej białe światło rozjaśnia noc, ściągając na nas uwagę Japończyków z całej okolicy. Rozpętuje się piekło. A ekran powoli się ściemnia, by przedstawić okrutny napis „Call of Duty: World at War – Coming Soon”.
Fakt, że nie widzieliśmy dużo. Fakt, że dobrany pod kątem prezentacji fragment rozgrywki pewnie był dopieszczony na dziesiątą stronę i może się okazać najlepszym wycinkiem całej gry. Ale i tak pozostało wielkie wrażenie. Treyarch sprawnie kroczy śladami Infinity Ward w stronę nieziemsko skondensowanego, filmowego doświadczenia. Z niecierpliwością czekamy na więcej informacji!
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz