autor: Borys Zajączkowski
Far Cry 2 - już graliśmy!
Tu nie będzie żadnych bajek dla dzieci o supermutantach. Będzie za to opowieść o człowieku, który nie ma nic do stracenia i ma zabić drugiego człowieka, który gdzieś tam jest. Na 50 kilometrach kwadratowych Afryki. Jak żywej.
Przeczytaj recenzję Far Cry 2 - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Wiecie, co najbardziej cenię w grach? Cenię wszystko to, co odróżnia grę od filmu czy książki: swobodę wyborów, nieokreślony rozwój sytuacji, niepewność zakończenia. Nie ma wielu takich gier, niestety. Ostatnimi laty zdecydowana większość tytułów – i to praktycznie niezależnie od platformy – projektowana jest z myślą o sprezentowaniu odbiorcy (nie mylić z graczem) pewnego zestawu wrażeń, takiego samego każdemu, oraz – o zgrozo – każdy odbiorca ma gwarancję ukończenia każdego tytułu. Choćby nie umiał muchy zabić, ani w kółko i krzyżyk wygrać, „gra” pozwoli mu stać się dowolnym bohaterem i czuć się dobrze.
Oczywiście, gry są po to, żebyśmy się czuli dobrze – ale nie za darmo. W ich nazwie zawarta jest niepewność końca – zasiadając do prawdziwej gry nie możemy być pewni, czy uda się nam wygrać. Bo może okażemy się za słabi, za wolni, za głupi, by dać sobie radę. Tak to się dzieje w grach sieciowych, w których poziom trudności wyznaczają przeciwnicy z krwi i kości – dopóty dopóki gra nie zaczyna głaskać ofiar losu po główce wyrafinowanym match makingiem. A gdzie są single playerowe gry-gry pośród zalewu gier-opowieści? Deus Ex na poziomie realistycznym, Ninja Gaiden, Guitar Hero, Far Cry na najwyższym poziomie trudności lub niektóre przygodówki to dobre przykłady, ale mało ich. Widnieje jednak na horyzoncie tytuł, który ma szansę stać się taką grą-grą, bez taryfy ulgowej – to Far Cry 2. Grałem w niego podczas tegorocznych UbiDays w Paryżu i choć sporo wątpliwości mi się w głowie zrodziło, ogólne wrażenie jest miłe: trzeba się starać i trzeba kombinować, żeby przeżyć. A przeżyć można na co najmniej kilka sposobów.
Jestem gdzieś w Afryce, a dokładniej gdzieś na 50 kilometrach kwadratowych Afryki. To duży kawałek terenu. Wyobraźcie sobie kwadrat o boku 7 kilometrów – aby przejść taki dystans spacerowym krokiem, potrzebne będzie półtorej godziny. Na poznanie przygotowanego przez grafików świata zejdzie jeden dzień grania jak nic, a przecież w nocy, podczas deszczu czy przy silnym wietrze gorzej widać. Na domiar złego zbrojni w kałasznikowy tubylcy skłonni są do turystów strzelać. Czarny ląd, mroczni ludzie.