autor: Borys Zajączkowski
Guitar Hero: World Tour - pierwsze wrażenia
Czwarta odsłona Guitar Hero niebezpiecznie przypomina Rock Band, ale po bliższym zapoznaniu się z nią, wychodzi, iż jest to dopiero wierzchołek góry lodowej. Gra jest znacznie... głębsza.
Przeczytaj recenzję Guitar Hero: World Tour - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PS3.
Od redakcji: Od naszej wizyty w Neversofcie minęło nieco czasu, przez który nie wolno było nam ujawniać zdobytych tam informacji o grze. Co ważne, nazwa gry zdaje się nie być jeszcze finalna – tytuły: Guitar Hero 4, Guitar Hero: World Tour i Guitar Hero 4: World Tour kryją na chwilę obecną tę samą grę.
Prawdę powiedziawszy nie spodziewałem się tego. To znaczy, brałem pod uwagę taką ewentualność, lecz nie uważałem jej za szczególnie prawdopodobną. Guitar Hero to marka o ugruntowanej pozycji, a zważywszy zauważalnie wyższą cenę Rock Bandu, wciąż atrakcyjna. I bynajmniej nie tylko dlatego. Zresztą to właśnie gitara jest najpopularniejszym instrumentem w zespole rockowym – planując swoją karierę artystyczną w wieku lat ośmiu, sięga się właśnie po gitarę, no nie? A przecież Guitar Hero 3 bynajmniej tematu nie wyczerpał. Cały czas otwarta pozostaje kwestia zaadaptowania na potrzeby gier normalnego 6–strunowego instrumentu, zabawa za pomocą którego miałaby jednocześnie walor nauki gry na gitarze. Tak dla przykładu. Tymczasem to, co zobaczyłem w Neversofcie pod nazwą Guitar Hero 4, to jest Rock Band 2. Ale nie tak po prostu – jak robić klon, to z rozmachem – GH4 to RB do kwadratu.
Shuck: Czemu zdecydowaliście się pójść za Rock Bandem? Myślę, że Guitar Hero jest marką, którą da się dalej rozwijać.
Alan Flores (główny projektant): Sądzę, że właśnie to robimy. Dodanie perkusji i wokalu tak naprawdę nie było inspirowane Rock Bandem – pracowaliśmy nad perkusją od dłuższego czasu, ma ona sprawić, że Guitar Hero będzie bardziej cool. Gracze podążać będą mogli zarówno ścieżką kariery gitarzysty, jak i perkusisty, basisty, wokalisty.
Zaczęło się dramatycznie – od telefonu w południe, w wyniku którego wieczorem siedziałem w ekspresie do Warszawy, a rankiem następnego dnia leciałem do Los Angeles. Po to, by tam w gronie 8 (słownie: ośmiu) dziennikarzy ze świata udać się do studia Neversoftu na pierwszy na świecie pokaz Guitar Hero 4. W hotelu, przed spotkaniem, przygotowałem sobie partię pytań do wywiadu z twórcami gry – zanim jednak do wywiadu doszło, po tym, co zobaczyłem na pokazie, ponad połowa pytań straciła sens. Neversoft, Red Octane, Activision wybrali ścieżkę bezpośredniej konkurencji z tytułem Electronic Arts. W przygotowanym na prezentację pokoju mieścił się sporej wielkości ekran obłożony głośnikami, pod nim Xbox 360, oparte o ścianę dwie gitary, mikrofon złożony na stoliku, a pośrodku perkusja.