autor: Przemysław Zamęcki
Battlefield: Bad Company - test przed premierą
Autorzy mają jeszcze trochę czasu na dopieszczenie swojego dzieła, które może stać się kawałkiem bardzo solidnego softu. Rynku Bad Company może i nie zmieni, ale najważniejsze jest, że ktoś wykonał pierwszy krok w dobrym kierunku.
Przeczytaj recenzję Battlefield: Bad Company - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
Testowanie nowego Battlefielda rozpoczęło się od dosyć nieprzyjemnego zgrzytu. Próba dołączenia do jakiejkolwiek rozgrywki mogła trwać nawet do pół godziny, a kiedy już udało mi się dokonać tej trudnej sztuki i w pełnym rynsztunku pojawiałem się na placu boju, wszelką przyjemność ze strzelania niszczyły tak przepotężne lagi, że po puszczeniu gałek na padzie postać potrafiła jeszcze przez dobrych kilka sekund przemieszczać się bez jakiejkolwiek kontroli. Jak się okazało, było to związane ze zbyt wielką liczbą osób, które konieczne chciały zobaczyć, co też panom z DICE tym razem udało się wysmażyć. I to nawet pomimo faktu, że liczba kodów uprawniających do wzięcia udziału w teście była mocno ograniczona. Co sprytniejsi znaleźli bowiem pewną lukę w zabezpieczeniu całego przedsięwzięcia. Otóż wystarczyło ściągnąć z Internetu obraz gry i wypalić go na płycie. Każdy Xbox łykał ją jak pies muchę. Dość powiedzieć, że błąd wciąż jest naprawiany i choć gra się już o wiele przyjemniej, to jednak od czasu do czasu ma się ochotę rzucić padem w ścianę.
W becie Bad Company autorzy przygotowali tylko jeden tryb gry polegający na wysadzeniu w powietrze dwóch skrzyń ze złotem znajdujących się w każdej z baz obrońców. Na początku obie strony posiadają jedną bazę. Zadaniem atakujących jest, jak już wspomniałem, wysadzenie obu skrzyń, co równe jest zdobyciu bazy i wyparciu obrońców do kolejnej, znajdującej się w innej części planszy. Jednocześnie zdobyty przyczółek staje się kolejną bazą atakujących, w której mogą się oni respawnować.
W trakcie rozgrywki na górze ekranu znajdują się trzy paski. Dwa z nich informują o tym, jak bardzo uszkodzone są skrzynie ze złotem w atakowanej bazie, trzeci pokazuje ilość dostępnych posiłków (zmniejszających się w miarę kolejnych respawnów), którymi dysponują atakujący. Gra kończy się ich zwycięstwem w momencie, kiedy zniszczą wszystkie skrzynie ze złotem, zanim skończy się możliwość respawnowania. Wspomniane wyżej skrzynie można starać się zniszczyć z odległości, co niestety wymaga sporo czasu i amunicji, bądź spróbować podłożyć ładunek wybuchowy. W tym przypadku obrońcy mają kilkadziesiąt sekund czasu, aby spróbować go rozbroić.
W becie udostępniono dwie mapy: niewielką, przeznaczoną do potyczek oddziałów piechoty i zawierającą kompleks górskich domków Ascension oraz pustynną Oasis, na której w zasadzie dowolnie wyszaleć można się nawet za sterami helikoptera. Mapka ta dość dobrze sprawdza się także, jeżeli najdzie nas ochota na pokampienie w roli snajpera, który z powodzeniem może wykorzystywać występujące tu i ówdzie krzaki. Pełno też na niej pojazdów, od wspomnianego już śmigłowca, po czołgi, jeepy i łodzie patrolowe, które przydają się szczególnie w późniejszej fazie ataku. Na dachach porozmieszczane są również gniazda wyrzutni rakiet i karabinów maszynowych.