autor: Marek Grochowski
FIFA Street 3 - już graliśmy! - Strona 2
Tym razem programiści zza Wielkiej Wody mają w zanadrzu trzecią odsłonę FIFY Street. Jeśli przegapiliście poprzednie dwie, nie ma nad czym ubolewać. „Trójka” to całkiem inna bajka, po zetknięciu z którą i tak nie będziecie chcieli wracać do przeszłości.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Kiedy nowy PES słabuje, a świetność FIFY to wspomnienia zamierzchłej epoki, statystycznemu fanowi łaciatej marzy się wybieg na osiedlowe boisko albo rzucenie się na kanapę w celu obejrzenia Ligi Mistrzów. Z racji tego, że aktualna pora roku nie sprzyja ani jednemu, ani drugiemu, trzeba zejść na ziemię i poszukać alternatywy. Tu z pomocą przychodzą panowie z kanadyjskiego EA Big, którzy już nieraz udowadniali, że ratowanie graczy przed śmiercią głodową to ich specjalność.
Tym razem programiści zza Wielkiej Wody mają w zanadrzu trzecią odsłonę FIFY Street. Jeśli przegapiliście poprzednie dwie, nie ma nad czym ubolewać. „Trójka” to całkiem inna bajka, po zetknięciu z którą i tak nie będziecie chcieli wracać do przeszłości. Zmianie ulegnie wiele – wszak tytuł ma trafić na next-geny, gdzie nie ma już taryfy ulgowej w aspekcie oprawy wizualnej czy gameplay’a. Wszystko musi lśnić i wywoływać u widzów opad szczęki, a przy tym nie nudzić ich w kwadrans po zachłyśnięciu się pierwszym wrażeniem. Autorzy gry mają kilka pomysłów na to, jak tego dokonać.
Pierwszy z patentów, jakie zamierzają wprowadzić, to całkowicie odmieniony wygląd piłkarzy. Jeśli przypatrzycie się postaciom widocznym na obrazkach, zauważycie, że coś z nimi nie tak. Są zazwyczaj chude, wysokie, o karykaturalnych sylwetkach i jednakowo prostych rysach twarzy – bez marnowania polygonów na szkliwo nazębne Ronaldinho czy kolczyki Cristiano Ronaldo. W obecnym kształcie zawodnicy przypominają raczej komiksowych bohaterów niż zwykłych ludzi. Istotnie, takimi właśnie herosami będą. Dwustu pięćdziesięciu gwiazdorów, jakich zobaczymy w FIFIE Street 3, to sama śmietanka światowej piłki: Thierry Henry, Samuel Eto’o, David Beckham i wielu, wielu innych graczy reprezentujących osiemnaście krajów. Zespołów klubowych nie uświadczymy, narodowej drużyny Polski również. Obecność Brazylii, Francji, Meksyku albo nawet takiej egzotyki, jak Nowa Zelandia i Chiny, powinna jednak skutecznie złagodzić nastrój tych, którym niedobór orłów Beenhakkera mógłby złamać serca.
Zgodnie z zasadą „więcej, lepiej, ładniej” drużyny występujące w grze zostaną rozbudowane o dodatkowego piłkarza. Oznacza to, że na placu boju zajmiemy się kontrolą nie czterech, lecz pięciu podopiecznych. Prócz tego naszym zadaniem będzie takie dobranie składu, aby wspierający bramkarza zawodnicy z pola kwalifikowali się do kilku kluczowych kategorii. Pierwsza z nich to Enforcer (oznacza ostoję obrony, wojownika w rodzaju Gennaro Gattuso). Kolejna – Playmaker – wymaga zaopatrzenia się w dobrego rozgrywającego, kogoś na miarę Michaela Ballacka. Trzecia, Trickster, każe znaleźć człowieka, który ośmieszy przeciwników wymyślnymi zwodami, a ostatnia, Finisher, nie pozostawia wątpliwości co do tego, że ktoś wszystkie te akcje będzie musiał wykończyć.