autor: Adam Kaczmarek
Legendary - zapowiedź
Na kilka miesięcy przed premierą Legendary: The Box nazywa się klonem Half-Life’a. Deckard, podobnie jak poczciwy Gordon, otworzy (dosłownie) Puszkę Pandory, przywołując na nasz świat stworzenia, którym przyjazne stosunki są obce.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Na początek mała ankieta. Czy graliście kiedykolwiek w FPS’a? Dziękuję. A znane jest wam nazwisko Freeman? Tak, tak, to ten typek z Half-Life. A Daniela Garnera kojarzycie? Ten to musiał walczyć z hordami potworów! Czy ktoś ma coś jeszcze do dodania? Barwnych bohaterów w grach było co niemiara. Wygląda na to, iż do galerii charyzmatycznych postaci dołączy kolejny - Charles Deckard. A któż to taki? To z jego perspektywy zaobserwujemy zagładę świata w Legendary: The Box. Za powstanie i realizację projektu odpowiedzialne jest studio Spark Unlimited. Jeżeli nazwa zespołu jest wam obca, jestem skłonny przebaczyć te braki. Wydali do tej pory jedną, do tego mało popularną pozycję - Call of Duty: Finest Hour. I to tyle, jeśli chodzi o ich dorobek. Nie przeszkodziło to im w wykreowaniu niezłego hype’u podczas E3 2007. Po prezentacji technicznego dema pojawiły się pierwsze, bardzo ciepłe opinie. Czy nie wydają się być lekko przesadzone?
Dotrwaliśmy do czasów, w których od strzelaniny wymagamy właściwie tylko dobrej zabawy i efekciarstwa. Gdy oba warunki zostaną spełnione, o wysokie oceny nie trzeba się martwić. Dlatego też programiści podążają obecnie utartą ścieżką (nie idźcie tą drogą!) i swoje dalekosiężne plany zakańczają na zawiązywaniu fabuły tak, aby „jakoś” to wyglądało. W efekcie o oryginalną strzelaninę trzeba się modlić. Ta sytuacja dotyczy także gry Spark Unlimited. Na kilka miesięcy przed premierą Legendary: The Box nazywa się klonem Half-Life’a. Deckard, podobnie jak poczciwy Gordon, otworzy (dosłownie) Puszkę Pandory, przywołując na nasz świat stworzenia, którym przyjazne stosunki są obce. Podobnie jak sławny naukowiec, nasz bohater postanowi wziąć sprawy w swoje ręce i rozprawić się z uber-mega-finalnym bossem na osobności, pokonując wcześniej zgraję maszkar. Ach zapomniałbym… Charles to złodziej dzieł sztuki, podły osobnik i kanciarz. Buszując po nowojorskim muzeum trafia na dziwną szkatułkę. Otwiera ją, uwalniając przy okazji nadprzyrodzoną siłę, teleportującą do metropolii gromadę bestii. W kuferku znajduje się również tajemniczy sygnet. Jego właściciel zostaje obdarzony nadludzką siłą i ekspresową regeneracją sił witalnych.
Akcja prologu rozpocznie się od trzęsienia ziemi. Nowy Jork ogarnięty chaosem przyśpieszy bicie serca niejednego użytkownika. Ogromne stworzenia atakujące ludzi, zdezelowane samochody i budynki, sypiące się elewacje… Będzie efektownie. Zmuszony do ewakuacji gracz napotka kilkunastu sprzymierzeńców, a więc sam rzezi urządzać nie będzie. Postępująca apokalipsa zbuduje klimat grozy i niepewności. Według autorów obiecująco prezentować się będą oskryptowane wydarzenia tj. walki z bossami (a raczej ich wstąpienia na arenę). Tych będzie kilkanaście, a wśród nich słynny Minotaur. Znakomicie prezentują się modele potworów. Nie znajdziemy tu kalek z innych gatunkowo zbliżonych gier. Większość wrogów to wytwory fantazji projektantów, którzy podczas prac opierali się na rysunkach prezentujących mitologiczne istoty. Sztuczna inteligencja nie wyznaczy nowej jakości na rynku FPS’ów. Twórcy postawią na sprawdzone rozwiązania, wdrażając przy okazji kilka swoich pomysłów. Przykładowo, strzelając ze słabej bronii do bestii zranimy ją, ale także rozwścieczymy. Zwierz rzuci się na nas z ogromną agresją i furią. Wyobraźcie sobie akcję ze wymienionym wyżej Minotaurem. Rogacz rzuca kompanami na lewo i na prawo, a od gromady kul wpada w szał i taranuje otaczające mapę ściany. I jak tu powstrzymać drania?