Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Przed premierą 5 października 2007, 14:40

autor: Marek Grochowski

The Sims: Historie z bezludnej wyspy - zapowiedź

Elektronicy najwyraźniej pozazdrościli Ubisoftowi gry na podstawie serialu Lost i powzięli decyzję o wykreowaniu własnej, być może nieco ugrzecznionej wersji Zagubionych. The Sims: Castaway Stories umożliwi nam odbycie dalekiej podróży w nieznane.

Przeczytaj recenzję The Sims: Historie z bezludnej wyspy - recenzja gry

Artykuł powstał na bazie wersji PC.

The Sims 2 to gra, którą najbanalniej można określić masowym fenomenem. Wydawane w jej ramach dodatki od lat sprzedają się w wielomilionowym nakładzie, choć ich nabywcy mają świadomość faktu, że poza radością płynącą z kierowania życiem wirtualnych ludzi, z całego tego przedsięwzięcia niewiele konstruktywnego wynika. Dlatego też z myślą o tych, którzy chcieliby od czasu do czasu zrealizować konkretne, zamknięte zadanie i zapisać w swoim dorobku wykonanie poważnego questa, Electronic Arts stworzyło osobną podserię Stories.

W niej to właśnie prócz towarzyszenia swojemu Simowi w jego codziennych czynnościach, możemy dbać również o rozwijanie wytyczonej przez twórców ścieżki fabularnej. Dotychczas dane nam było przebrnąć przez dwie takie opowieści: Historie z życia wzięte oraz Historie ze świata zwierząt. Jak pamiętamy, obie przygody toczyły się w dość znanych, by nie rzec: do bólu wyeksploatowanych, lokacjach, które pozwalały naszym podopiecznym na poruszanie się co najwyżej w obrębie własnego, prowincjonalnego miasteczka. Autorzy sagi postanowili to zmienić i wysłać nas w na tyle daleką podróż, abyśmy zatęsknili za rodziną, własnym domem i ulubionymi kapciami bardziej niż kiedykolwiek. Myśleliście kiedyś o wyprawie w kierunku odległego, nieznanego wcześniej zakątka naszej planety – takiej, dajmy na to, bezludnej wyspy – w dodatku z biletem tylko w jedną stronę? Jeśli nie, to czas najwyższy się nad tym zastanowić, bo w czasie tegorocznej zimy EA planuje zafundować swym klientom takie ferie, o jakich mogli poczytać dotąd wyłącznie w podróżniczych lekturach.

Elektronicy najwyraźniej pozazdrościli Ubisoftowi gry na podstawie serialu Lost i powzięli decyzję o wykreowaniu własnej, być może nieco ugrzecznionej wersji Zagubionych. The Sims: Castaway Stories umożliwi nam odbycie dalekiej podróży w nieznane. I wzięcie udziału w rozgrywce prowadzonej w dwóch trybach. Jeden z nich to typowy, dający ogromną swobodę sandbox w stylu „wymyśl coś sam(a)” – żadnych ograniczeń, żadnych naciąganych zadań i tylko jeden, nader jasny cel: przeżyć. Druga, zapowiadająca się o wiele ciekawiej opcja, to kampania, w której przyjdzie nam wcielić się w rolę wybranego przez autorów rozbitka i przeprowadzić go przez szereg prób, jakie mogą czekać na potencjalnego naśladowcę Robinsona Crusoe. Projektanci gry wyznają zasadę, że w życiu nie ma problemów, a tylko możliwości, toteż nawet po tym, jak wszechpotężny ocean wyrzuci nas na brzeg fikcyjnej, nomen omen tropikalnej wyspy, przy odrobinie wysiłku poradzimy sobie z postawionym przed nami wyzwaniem i w mgnieniu oka przerobimy zapomniane przez Boga miejsce na pępek świata.

Pierwsza rzecz, o jaką będziemy musieli się zatroszczyć, to pożywienie – wszak trudno spodziewać się, aby na opuszczonej plaży czy w samym sercu dżungli serwowano kawior i krewetki. Chcąc coś jeść, trzeba polować lub przynajmniej udawać, że się to robi, w ostateczności zaś – łowić ryby. W krystalicznie czystej wodzie będzie pływało ich tyle, że łapanie oceanicznej fauny przy pomocy własnoręcznie wykonanego harpuna nie sprawi nam najmniejszych trudności. Innym sposobem na pozyskanie posiłków będzie ogałacanie pobliskich palm ze wszystkiego, co przypomina owoce. Trzeba jednak liczyć się z tym, że z początku nasze umiejętności wchodzenia na drzewa po kokosy i inne specjały nie będą oszałamiające, więc niejednokrotnie spadniemy na ziemię, będąc zaledwie o włos od zdobycia śniadania.

Kolejną sprawą, o jaką powinien zadbać przeciętny rozbitek, będzie schronienie – prowizoryczna chata, w której można przechowywać zdobycze, osłaniać się przed czynnikami atmosferycznymi czy też atakami dzikich zwierząt, które zapewne i tak nigdy nie wyjdą z lasu po wychudzonego i jakże niesmacznego Sima. Do skonstruowania swojej luksusowej rezydencji użyjemy wyłącznie tego, co znajdziemy na wyspie (czytaj: liści i konarów drzew), dzięki czemu nasze przytulne mieszkanie spełni wszelkie wymagania ekologów. Aby było nam jeszcze przyjemniej, rozpalimy sobie ognisko. Choć sztuka krzesania płomieni nie będzie najprostsza i zanim ujrzymy na ekranie pierwszy dym, minie sporo czasu. Jednak kiedy osiągniemy już swój cel, nasz Sim stanie się nad wyraz zadowolony – zarówno z możliwości ogrzania wychłodzonego organizmu, jak i przyrządzenia sobie smacznej potrawy.

Wielkie oczekiwania i zawirowania wokół Star Citizen - na co poszło 95 milionów dolarów?
Wielkie oczekiwania i zawirowania wokół Star Citizen - na co poszło 95 milionów dolarów?

Przed premierą

Star Citizen to bardzo obiecujący projekt - zebrał w końcu w formie crowdfundingu 95 milionów dolarów. Na jakim etapie są prace? Czy zawirowania wokół tytułu odbiją się na jakości gry?

Star Citizen -  spełnienie marzeń fanów kosmicznych symulatorów?
Star Citizen - spełnienie marzeń fanów kosmicznych symulatorów?

Przed premierą

Chris Roberts ma prawie 30 milionów dolarów na wprowadzenie w życie nowoczesnej mieszanki Wing Commandera, Privateera i Freelancera. Rozmach Star Citizena jest ogromny, ale równie wielkie są oczekiwania fanów.

Gra Star Citizen, czyli co najlepsze z Wing Commandera, Privateera i EVE Online
Gra Star Citizen, czyli co najlepsze z Wing Commandera, Privateera i EVE Online

Przed premierą

Chris Roberts chce przywrócić blask gatunkowi kosmicznych symulatorów tworząc grę, która połączy jakość bitew i fabuły z Wing Commandera z otwartym światem Privateera.