autor: Emil Ronda
Uncharted: Drake's Fortune - zapowiedź - Strona 4
Naughty Dog przedstawiają Wam Uncharted. Crash był ikoną pierwszego PlayStation, a przygody Jaka i Daxtera stały się synonimem rozrywki na PS2. Teraz zdolni programiści mają zamiar wysmażyć grę, która ustali nową jakość rozrywki na PS3.
Przeczytaj recenzję Uncharted: Drake's Fortune - recenzja gry
Sir Francis Drake leżał w cierpieniu na swoim łożu w zatęchłej kajucie. Choroba, przeciągająca się w czasie i nie ustępująca, zdawała się być wręcz widoczna w tym ciężkim, niczym kotwica, powietrzu. Drzwi uchyliły się i spokojnym krokiem wszedł lekarz. Usiadłszy najdelikatniej jak mógł przy ledwo przytomnym, cuchnącym od choroby Drake’u. Człowiek ów opiekujący się Sir Francisem Drakiem w jego ostatnich godzinach, przypomniał sobie najlepsze czasy spędzone przy tym wielkim człowieku-marynarzu, który teraz w upodleniu kona dręczony przez gorączkę, czerwonkę i febrę. Kolejne wyprawy na Karaiby i do Zachodnich Indii, wielkie podboje i wygrane batalie, choćby rozbicie hiszpańskiej floty w Kadyksie w 1587. Pamiętna wyprawa z 1577 przeciw hiszpańskim posiadłościom, która przerodziła się w wyprawę dookoła świata. Byłeś drugi po Magellanie, zawsze rządny przygody, budzący ślepe zaufanie i posłuszeństwo załogi, ba... nawet samej Królowej Elżbiety. Rozterki i wspominki lekarza, choć nieme, były silne i wyraźne. Coś się kończy dla nas wszystkich. Flota Jej Królewskiej Mości bez Ciebie, Sir?
Lekarz przetarł spocone czoło Drake’a, który przez sen poruszał ustami. Opiekun nadstawił ucho, by spróbować sklecić rwane słowa w całość, ale zrezygnował. Drake majaczył. Wieczorem ciało Sir Francisa Drake’a z wszystkimi honorami opuszczono w ołowianej trumnie w odmęty. Wody Morza Karaibskiego przyjęły wielkiego żeglarza... Nikt nie wiedział, jak wielką tajemnicę Drake zdradził uwielbionemu przez siebie morzu. I nikomu innemu.
Czas obecny. Panama. Spory, wypełniony papierosowym dymem i zapachem potu bar, jakich tu pełno. Na suficie kręci się olbrzymi wiatrak, nie dający jednak oczekiwanego chłodu. Lejące się o tej wieczornej godzinie piwo spełnia tę funkcję dużo lepiej. Drinki, turyści? Nie, to nie tego typu miejsce. Co drugi typ to ulizany na żel cwaniak z kolczykiem w uchu i kto wie, w którym miejscu jeszcze. Druga połowa to zazwyczaj grubi goście w przepoconych, tanich koszulkach na ramiączkach. Obowiązkowo białych. Śmiechy i dyskusje nie ustają, czasem tylko ktoś da sobie po ryju w dobrym, zawadiackim stylu, kiedy skończą się już inne argumenty. Albo gdy nikt bardziej wyrafinowanych nie może znaleźć. W najciemniejszym kącie siedzi młody, może 30-letni człowiek, wyglądający nieco bardziej kulturalnie od reszty, choć widać, że to też stały bywalec. W jego ustach tli się Marlboro – dodajmy, że pochodzące z ubiegłorocznego przemytu. Lowelas wydaje się nudzić, gdy jego wzrok podróżuje od wiatraka do baru i z powrotem, a złota zapalniczka sprawnie obraca się w jego palach i co raz stuka w blat wytartego, drewnianego, wiekowego stołu.
- Nathan Drake! Jak zwykle wybierający najbardziej romantyczne miejsce z możliwych! – Victor Sullivan, bo z jego ust padają te słowa, przysiada się do Marlboro-mana. To starszy jegomość, kilka blizn, kilkudniowy zarost i rozpięta do połowy koszula dają pewne wyobrażenie o stylu życia owego pana.
- Witaj, Victor. Jak zwykle spóźniony – odbił Nathan – O, Elena! Jak miło ujrzeć kobietę w tym męskim do potęgi chlewie.
- Nie sądziłeś chyba, że mnie zabraknie, skoro masz coś tak ważnego do zakomunikowania, że nie chciałeś sypnąć tego przez komórkę. – Elena, sympatyczna z twarzy młoda kobieta, przysiadła się energicznie do stołu.
- Nawijaj – Victor rzucił niczym nastolatek.
- Musicie lecieć ze mną w pewne miejsce – Nathan wyjął z kieszeni zmiętą, naddartą mapę. – O, tu. – Victor i Elena spojrzeli na palec Nathana, który wskazywał jakby środek Pacyfiku. Dwójka spojrzała pytająco na siebie i przeniosła wzrok na Nathana.
- Lecimy tam popływać z rekinami, czy wydobyć kolejną trumnę z notatkami zamiast ciała? – Victor był dzisiaj zdecydowanie bardziej zgryźliwy, niż zwykle.
- Lecimy tam stąpać po suchym lądzie. – Uderzał spokój i pewność w głosie Nathana.
- Nathan, przestań gadać zagadkami, mamy ich ostatnio po dziurki w nosie. Wystarczy, że w wydobytej trumnie – twojego praprapradziadka, Francisa – znaleźliśmy enigmatyczne notatki, a idąc ich tropem natknęliśmy się na U-boota w środku dżungli. Mam dość urwanych tropów i poszlak! – Elena przypominała w wielkim skrócie ich ostatnią wspólną wyprawę. – Tu, gdzie wskazujesz, jest tylko woda!
- Mów ciszej, do diaska... – Nathan wycedził przez zęby. – Jest coś, co znalazłem na mostku tej łodzi podwodnej, a czym z pewnego powodu... niech chciałem się dzielić z wami od razu. – Nathan uśmiechnął się, ale wyszło nieporadnie.
- Że jak?! – głosy Eleny i Victora zlały się w jeden.