BioShock - już graliśmy! - Strona 5
Bioshock to bardzo dobra strzelanina, której zaletą jest mroczny klimat, a także interesująco zapowiadająca się fabuła. Produkt nie jest pozbawiony wad, ale i tak bez wątpienia warto na niego poczekać.
Przeczytaj recenzję BioShock - recenzja gry
Możliwość wyrobienia sobie zdania na temat jednej z najlepiej zapowiadających się gier tego roku, to propozycja nie do odrzucenia dla każdego maniaka elektronicznej rozrywki. A jeśli jest to duchowy następca drugiej odsłony cyklu System Shock, kultowej strzelaniny z elementami gry RPG, nie dziwcie się, że nie zastanawiałem się dwa razy nad propozycją wyjazdu do Nowego Jorku, w celu sprawdzenia w akcji najnowszej propozycji firmy Irrational Games. Z racji tego, że o amerykańskiej wyprawie możecie przeczytać w osobnym tekście, bez zbędnych szczegółów zapraszam Was do lektury kolejnego artykułu, tym razem w całości poświęconego grze. Znajdziecie tu zapis tego, co udało mi się zobaczyć podczas trzygodzinnej eksploatacji programu, w wersji na konsolę Xbox 360.
Jak już zapewne wiecie, akcja Bioshocka rozpoczyna się od katastrofy samolotu, z której cało wychodzi tylko jeden człowiek – gracz. Kontrolę nad protagonistą obejmujemy tuż po wypadku, gdy nasz bohater odzyskuje przytomność w lodowatej wodzie. Z braku lepszych perspektyw podążamy przed siebie, omijając płonące szczątki kadłuba. Po chwili dostrzegamy w mroku tajemniczą budowlę, przypominającą wieżę. Podpłynąwszy bliżej odnajdujemy kamienne schody, prowadzące na szczyt konstrukcji. Tutaj czeka na nas szklana kopuła, do której oczywiście wchodzimy. Wciskamy przycisk i... tak rozpoczyna się wielka przygoda! Kopuła okazuje się kabiną windy, która zabiera nas do wnętrza ukrytego w głębinach oceanu miasta. Podczas trwającej kilkadziesiąt sekund jazdy w dół podziwiamy majestat metropolii, zastanawiając się, czy będzie nam dane zwiedzić wszystkie zakamarki podwodnego kompleksu. Niestety, po dotarciu do celu podróży, szybko przekonamy się, że wizyta w Rapture nie była najlepszym pomysłem. Do uwięzionego w kabinie gracza próbuje dostać się szkaradny stwór – nie trzeba parać się jasnowidztwem, żeby odczytać jego wrogie zamiary. Wygląda na to, że pobyt w podwodnym mieście zmieni się w prawdziwą szkołę przetrwania...
Zanim przejdę do szczegółowego omówienia fragmentu gry, którym delektowałem się podczas pokazu, chciałbym od razu wyjaśnić jedną kwestię. Bez względu na to, co czytaliście lub usłyszeliście do tej pory, Bioshock to rasowa strzelanina, na dodatek budząca mocne skojarzenia z trzecią odsłoną cyklu Doom – pod względem klimatu oczywiście. Śmiem twierdzić, że jeśli komuś nie podobało się dzieło firmy id Software, to nie przypadnie mu do gustu także omawiana gra. Wpływ na to ma duszna, przytłaczająca atmosfera, monotonia w wyglądzie podwodnego kompleksu, a także towarzyszące niemal cały czas uczucie klaustrofobii, potęgowane przez niewielkich rozmiarów pomieszczenia. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że powyższymi cechami charakteryzuje się także System Shock 2, ale to właśnie Doom 3, a nie kultowy poprzednik Bioshocka pojawiał mi się przed oczyma, gdy przemierzałem skąpane w mroku korytarze kompleksu Rapture.