autor: Leniwce Ninja
LittleBigPlanet - zapowiedź - Strona 3
Wszyscy będziemy uzależnieni od tej gry. Choć może „gra” to nie do końca odpowiednie słowo. LittleBigPlanet to wynik kooperacji Sony z Szatanem.
Przeczytaj recenzję LittleBigPlanet - recenzja gry
Wszyscy będziemy uzależnieni od tej gry. Choć może „gra” to nie do końca odpowiednie słowo. LittleBigPlanet to wynik kooperacji Sony z Szatanem. To kilkanaście gigabajtów danych, przez które ludzie będą prosić swoich szefów o nadgodziny, by mogli zarobić na PlayStation 3. A potem będą zwalniać się z pracy, by mieć więcej czasu na zabawę. To przeniesienie idei Web 2.0 do świata gier video. Całkiem nieźle, jak na pozycję, której głównym bohaterem jest szmaciana lalka.
Dla ułatwienia sprawy przyjmijmy może jednak, że LBP to gra. Trochę inna i lepsza od reszty, ale wciąż gra. Interaktywna w największym możliwym stopniu, bo kreowanie świata, w którym odbywa się nasza przygoda, jest równie ważne, jak samo jej przeżywanie. Z czasem podział na te dwie czynności całkiem zanika. Jasne, że wiele razy oferowano nam różnego rodzaju edytory poziomów, ale nigdy tworzenie nowych etapów nie było tak proste, przyjemne, zabawne i wciągające.
Biegać, skakać, latać, pływać
Na pierwszy rzut oka LBP to bardzo prosta platformówka. Zasada jest trywialna: chodzi o to, żeby biegać i skakać. Do góry i na boki. Chwytać i czepiać się przedmiotów, przeciągać i przesuwać je z miejsca na miejsce, łączyć, rozdzielać, psuć i naprawiać. Sterowanie jest tak przyjazne, jak to tylko możliwe, grafika przepiękna, a na widok modeli postaci uśmiech sam pojawia się na twarzy.
Ci, którzy widzieli LBP w akcji, wiedzą, że to właściwie już by wystarczyło, byśmy mieli do czynienia z hitem. Ale to dopiero początek. Twórcy gry, ekipa z Media Molecule, oddadzą w ręce graczy proste, ale potężne narzędzia. Zaczynamy od stworzenia naszej szmacianki (Sack-boy). Możemy nadać jej wygląd i osobowość na miarę naszych wizji i oczekiwań, wybierając dosłownie wszystko: od koloru i rodzaju tkaniny, z której jest zrobiona, poprzez akcesoria, ciuszki, gadżety, makijaże, grymasy i elementy twarzy. Najpierw wybieramy z obiektów dostarczonych przez autorów, ale prawdziwa zabawa jest dopiero, gdy zaczniemy korzystać z własnych zasobów (choćby fotografii z naszego twardego dysku).
„Kustomizacja”, „interaktywność” – to bardzo modne słowa, często używane przez producentów gier. Pracownicy Media Molecule przywracają wiarę w ich prawdziwe znaczenie. Nasza szmacianka, nasz wirtualny awatar, który wygląda dziesięć tysięcy razy lepiej niż Mii-ludki, trafia na pusty teren i musi go zagospodarować. Obiekty, które mamy do dyspozycji, wybieramy z menu do złudzenia przypominającego to znane już z dwóch najnowszych konsol PlayStation (Cross Media Bar). Ustawiamy przedmioty, ustalamy ich kształt, dobieramy tekstury. Chcesz umieścić na murze zdjęcie swojej sympatii? Nie ma sprawy. Napisać sprejem jakieś hasło? Żaden problem. A może masz ochotę odtworzyć w wirtualnej rzeczywistości swój własny pokój albo miejsce z ulubionego filmu lub innej gry? Przy odrobinie wysiłku to wszystko jest możliwe. Podobnie, jak zaproszenie trójki graczy z różnych części świata, by potem wspólnie z nimi eksplorować ten teren.