autor: Dawid Mączka
World in Conflict - zapowiedź
Wspaniała grafika, niesamowity silnik odpowiadający za zniszczenia, analizujący wszystko w czasie rzeczywistym, ciekawe podejście do gatunku RTS-ów. Naprawdę warto czekać.
Przeczytaj recenzję World in Conflict - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Ostatnimi czasy w kategorii „wojenny RTS” niepodzielnie rządzi Company of Heroes, autorstwa Relic. Nie ma się co dziwić takiemu stanowi rzeczy, bowiem Relic to studio doświadczone, które na dodatek w dość świeży i nowatorski sposób podchodzi do swoich produkcji. Niemniej jednak, w studiu Massive Entertainment, ojców Ground Control, powstaje gra, która poziomem swego wykonania przywodzi na myśl właśnie CoH, mimo że stawia na inny styl gry. Mam na myśli World in Conflict, jest to gra, która może zdetronizować StarCrafta i Warcrafta w rozgrywkach multiplayer, przedstawiając zarazem ciekawą i wciągającą rozgrywkę w singlu.
Czym jest World in Conflict? Trudno jednoznacznie określić gatunek tejże gry. Niby to strategia czasu rzeczywistego, niby gra z naciskiem na akcję. Sami twórcy określają grę mianem „action RTS”. Zacznijmy jednak od początku. Massive Entertainment postanowiło zaserwować nam alternatywną wizję rzeczywistości. Co by było, gdyby Zimna Wojna nie zakończyła się w sposób, jaki znamy my? Wcale nie doszło do rozładowania napięcia między ZSRR i Stanami Zjednoczonymi, sam Związek Radziecki nie upadł, co już niedługo mogło zaowocować nowym konfliktem zbrojnym.
1989 rok. Seattle. Wczesne godziny poranne, dzieci idą do szkoły, ich rodzice wybierają się do pracy, a Związek Radziecki przypuszcza zmasowany atak na terytorium Stanów Zjednoczonych. W szybkim tempie zajmując sporą część kraju. Jak uczą nas amerykańskie filmy, prawdziwi Amerykanie to patrioci trzymający w swym domu popiersie Washingtona, śpiewający 4 lipca hymn narodowy przez cały dzień i znający na pamięć nazwy wszystkich stanów. A co najważniejsze, są gotowi oddać swe życie za ukochany kraj. Niestety na temat fabuły nie wiadomo praktycznie nic. Jedyną informacją, jaką podali twórcy gry jest fakt, iż za historię wziął się sam Larry Bond, wybitny znawca tematu Zimnej Wojny, który pomagał Tomowi Clancy’emu podczas pisania Red Storm Rising. Pan Bond w swym dorobku artystycznym ma chociażby takie książki jak Dzień Gniewu czy Kocioł. Specjalista tej klasy na pewno wpłynie pozytywnie na rozwój fabuły w World in Conflict.
Mimo że programiści stawiają tryb multi na równi z trybem single player, informacji na temat tego pierwszego jest znacznie więcej. Spowodowane jest to faktem, iż WiC prezentuje sobą naprawdę wysoki poziom, a tym samym może ostro namieszać na rynku strategii czasu rzeczywistego z naciskiem na multiplay’a. Jak wspominałem na początku tej zapowiedzi, twórcy gry określają ją mianem „RTS-a akcji”. Chodzi o to, że podczas gry nie będziemy tworzyć bazy, zbierać surowców, wspinać się po drzewku technologii i wykonywać wszystkich tych nużących czynności. Wyobraźcie sobie taką sytuację: rozpoczynacie grę, znajdujecie się na mapie, wybieracie swoją specjalność, a następnie jednostki którymi chcecie grać. Po 30 sekundach samoloty zrzucają wasze jednostki w miejsce, z którego rozpoczynacie swoją misję, ewentualnie potyczkę w multiplay’u. Żeby nie było za prosto, macie określony limit punktów, domyślnie będzie to 6000 punktów, i właśnie za nie kupujecie pojazdy i piechotę.