autor: Wojciech Gatys
Team Fortress 2 - przed premierą - Strona 2
Valve naopowiadało nam bajek, po czym... Team Fortress 2 zniknęło na siedem długich lat. Co jakiś czas pojawiały się plotki, że producenci projektu nie zarzucili, ale brak konkretów pozwalał przeczuwać, że nigdy gry się nie doczekamy.
Przeczytaj recenzję Team Fortress 2 - recenzja gry
Jak to się stało, że ze wszystkich firm, które starały się pobić w swoim czasie id software, to właśnie Valve osiągnęło sukces? Mocno opóźniona, wielokrotnie przebudowywana gra debiutującego studia zrewolucjonizowała gatunek i dała początek wielokrotnie nagradzanej serii. W czym tkwi geniusz Half-Life’a? Może właśnie w tych częstych opóźnieniach, w niezwykłej etyce pracy, która nie pozwala Gabe’owi Newellowi i jego kompanom wydać produktu niedopracowanego i nie spełniającego najwyższych standardów? Miejmy nadzieję, że właśnie o to chodzi, bo jeśli czas oczekiwania jest wprost proporcjonalny do jakości gry, Team Fortress 2 będzie prawdziwym cudem.
Historia tej produkcji zaczyna się w mrokach średniowiecza, w których rządził Quake, a o udanych modach mało kto słyszał. Oryginalny Team Fortress szybko zdobył jednak uznanie graczy – tak duże, że w 1999 roku Sierra wydała Team Fortress Classic jako pełnoprawny produkt. Kiedy Valve ogłosiło, że stworzy kontynuację, wszyscy oniemieli z zachwytu. Udostępnione screenshoty, prezentujące najlepszą możliwą w Anno Domini 1999 grafikę, powodowały ślinotok nawet u tych, którzy preferowali klasyczny deathmatch, a nie jakieś hocki-klocki w drużynach (tak, tak – chodzi o mnie). Żołnierze w pustynnym kamuflażu, wybiegający z opancerzonego transportera, tuż przed akcją... takie obrazki pobudzały wyobraźnię, szczególnie że Counter-Strike dopiero miał zawładnąć umysłami milionów niewinnych graczy na całym świecie.
Valve naopowiadało nam bajek, po czym... Team Fortress 2 zniknęło na siedem długich lat. Co jakiś czas pojawiały się plotki, że producenci spod znaku zaworka projektu tak całkiem nie zarzucili, ale brak jakichkolwiek konkretów pozwalał nam przeczuwać, że nigdy nie doczekamy się kontynuacji tego taktycznego modu. Aż wreszcie w zeszłym roku gruchnęła wiadomość jak grom z jasnego nieba – Team Fortress 2 istnieje i to w kształcie zupełnie odmiennym od tego, który starsi ludzie pamiętają z lat dziewięćdziesiątych zeszłego wieku.
Nie ma już żołnierzy szturmujących twierdze Saddama Husajna w Iraku. Nie ma pustynnych mundurów i realistycznie wyglądających pojazdów i śmigłowców. Wygląda na to, że aby odróżnić Team Fortress 2 od serii Battlefield, producenci z Valve zatrudnili animatorów Disney’a (to informacja oczywiście niepotwierdzona) i stworzyli coś na kształt skrzyżowania Iniemamocnych z wesołą grą Armed & Dangerous. Wymyślne kapelusze, okulary przeciwsłoneczne, cygara w zębach i kolorowe chusty na głowach karykaturalnie powykrzywianych i umięśnionych postaci nie pozostawiają żadnych złudzeń – ta gra nie traktuje się zbyt poważnie. I słusznie – biorąc pod uwagę, że główny producent tytułu nazywa się Charlie Brown (yep, tak jak właściciel psa Snoopy’ego), nie powinniśmy chyba spodziewać się niczego innego.