autor: Bartłomiej Kossakowski
Blue Dragon - przed premierą - Strona 2
Gdy za tworzenie gry bierze się Hironobu Sakaguchi, ojciec legendarnego Final Fantasy VII, możemy mieć pewność, że szykuje się coś wielkiego.
Przeczytaj recenzję Blue Dragon - recenzja gry
Gdy za tworzenie gry bierze się Hironobu Sakaguchi, ojciec legendarnego Final Fantasy VII, możemy mieć pewność, że szykuje się coś wielkiego. Blue Dragon ma być pierwszym dziełem jego studia deweleperskiego, nazwanego Mistwalker, a jednocześnie powodem, dla którego miliony Japończyków zdecydują się na kupno Xboxa 360. O ile do niedawna niewiele było właściwie o tej pozycji wiadomo, po ostatnich pokazach można śmiało stwierdzić, że nie tylko cel ten jest możliwy do osiągnięcia, ale prawdopodobnie już wkrótce szefostwo Square Enix będzie przeklinać dzień, w którym ich firma rozstała się ze słynnym twórcą.
Jeśli historię małego chłopca imieniem Shu, który wraz ze swoim przyjacielem, czyli tytułowym smokiem, musi ocalić świat przed Nene, fioletowym koleżką przypominającym skrzyżowanie Obcego z szalonym naukowcem, uznacie na infantylną... Cóż, prawdopodobnie nigdy nie graliście w jRPG. Dodajcie do tego magię, bajkowy klimat, przedziwne krainy i grupę śmiałków składającą się z nastoletnich indywidualistów, a będziecie mieć jako takie wyobrażenie na temat tego, co czeka Was w Blue Dragon.
Ci, którzy mieli już okazję zetknąć się z grami Sakaguchiego, wiedzą, że możemy się spodziewać głębokiej (choć w tym wypadku nie pozbawionej elementów humorystycznych) fabuły i wspaniałej, epickiej przygody, która sprawi, że gracze zżyją się z bohaterami. Tym bardziej, że nasza ekipa, jak już wspomniałem, to osobnicy wyjątkowi. Shu towarzyszyć będzie Jiro, prezentujący jak na szesnastolatka wyjątkowo chłodne, wręcz analityczne podejście do życia. Jego przeciwieństwem będzie Maru-Maro, przedstawiciel rasy wyrażającej swoje uczucia przy pomocy tańca. Pojawią się również niewiasty – białowłosa najemniczka imieniem Zora oraz Kuruku, która nie wiedzieć czemu wydaje mi się główną kandydatką na przyszłą kochankę głównego bohatera. Sakaguchi przyzwyczaił nas do silnych emocji w swoich opowieściach, więc oprócz miłości spodziewać się możemy przyjaźni, zdrady, nienawiści, a wcale bym się nie zdziwił, gdyby któraś z głównych postaci zginęła, by pojawić się kilka tygodni później na etykiecie limitowanej edycji jakiegoś napoju energetycznego wartego równowartość dwóch kieszonkowych przeciętnego nastoletniego Japończyka. Nie wiem jak Wy, ale ja zamawiam zgrzewkę.
Wspomniany już bajkowy klimat to zasługa nie tylko scenarzysty, ale też kolejnego wielkiego człowieka biorącego udział w tym przedsięwzięciu. Odpowiedzialny za design postaci i świata Akira Toriyama, twórca serii Dragon Ball, sprawił, że gra wygląda przepięknie. Tym, co tak naprawdę urzeka w oprawie graficznej Blue Dragon nie są miliony polygonów, niesamowicie animowane ruchy bohaterów czy przeogromne, śliczne scenerie i dopracowane z największą dbałością o szczegóły elementy otoczenia (choć, żeby nie było wątpliwości – to również w gotowym produkcie znajdziemy). To stylistyka, w jakiej utrzymana jest ta pozycja, jest jej głównym atutem. Taki klimat nie wszystkim musi pasować, ale zapewniam, że jest to wyłącznie kwestia gustu, a nie wieku czy nawet poziomu zdziecinnienia. Sam nie uważam się za wyznawcę serii Dragon Ball czy innych dzieł Toriyamy, a jednak bajkowy świat Blue Dragon zachwycił mnie od pierwszego kontaktu (wzrokowego).