autor: Maciej Jałowiec
Haze - przed premierą
Nieodległa przyszłość, bogate korporacje, wojsko, biochemia, nieprzenikniona dżungla i next-genowa oprawa, czyli konkurencja dla Crysisa...
Przeczytaj recenzję Haze - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Przeglądając materiały dotyczące gier Haze (ang. „mgiełka”) i Crysis, dochodzę do wniosku, iż przychodzi moda na shootery z akcją osadzoną w dżungli. Scheda po FarCry’u? Oczywiście, nie ma nic złego w braniu przykładu z najlepszych, tym bardziej że opisywana tu gra nie tylko łączy to, co w gatunku FPS-ów najlepsze, ale dodaje nieco świeżości do tytułu-protoplasty, dzieła ludzi z firmy Crytek.
Za tworzeniem gry Haze stoi firma Free Radical Design, znana głównie z serii TimeSplitters. Miejmy nadzieję, że hurraoptymistyczne zapowiedzi nie okażą się za bardzo przesadzone i będziemy mogli w „Mgiełkę” pograć z niemałą przyjemnością. I to już na początku najbliższego, 2007 roku. Jak więc brzmią owe wychwalające grę pod niebiosa obietnice?
Jake Carpenter = Jack Carver?
Mamy lata trzydzieste XXI wieku. Rozwój przemysłu zbrojeniowego oraz konieczność ciągłego unowocześniania armii sprawiły, że nawet najbogatsze państwa naszego globu zaczęły mieć problemy z budżetem, w którym sporo miejsca poświęca się utrzymaniu wojska. Owe kraje, w celu pozbycia się wydatków, postanowiły pozbyć się większości własnych sił militarnych i jedynie w razie nagłej potrzeby wynajmować żołnierzy i ich sprzęt od bogatych korporacji, które kontrolując między innymi sektor zbrojeniowy, zdołały zmniejszyć znaczenie i nawet doprowadzić do upadku międzynarodowych organizacji militarnych takich jak, na przykład, NATO.
Bohaterem Haze jest Jake Carpenter, pracownik Mantel Corporation. Jak nietrudno się domyślić, nie został on zatrudniony w charakterze księgowego czy sprzątacza. Jak przystało na rasowy FPS, Jake jest żołnierzem wynajmowanym rządowi przez jego praco- i mocodawców. Tak się akurat świetnie złożyło, że akcja gry rozpoczyna się w momencie, kiedy nasz bohater musi jechać do Ameryki Południowej w celu rozprawienia się, oczywiście w słusznej sprawie, z rebeliantami panoszącymi się w gęstej, nieprzeniknionej dżungli. Głównym celem jest pokonanie ugrupowania „Ręka Obietnicy”, na czele którego stoi niejaki Gabriel Merino. Swoją drogą, bohater Crysisa też ma na imię Jake. Przypadek...?
Haze = Żołnierz przyszłości?
Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że Carpenter to typowa jednoosobowa armia, podobnie jak Serious Sam czy Colin Powell z MOHAA. Tak jednak nie jest. Główny bohater wybiera się na swoją misję wraz ze swymi towarzyszami broni i wsparciem, jakie zapewnia mu Mantel Corporation. Pojazdy (w pełni interaktywne!), broń, technologie informatyczne i... Nektar. Nazwa ta nie wzięła się znikąd; jak wiadomo, w mitologii greckiej bogowie spożywali właśnie nektar, dzięki czemu stawali się nieśmiertelni. Nektar w Haze to substancja biochemiczna, która wprowadzana jest do ciał żołnierzy korporacji Mantel. Żadnej etyki nie można się w tym doszukać, lecz taki zabieg poprawia celność i odporność na rany, czyni z człowieka maszynę przeznaczoną do wykonywania zadań bojowych w maksymalnie niesprzyjających warunkach.