autor: Marek Grochowski
Football Manager 2007 - testujemy przed premierą
Kolejny sezon rozpoczęty. Na naszym, wirtualnym boisku, nadal brakuje jeszcze jednego zawodnika, można by rzec: stuprocentowego faworyta do mistrzostwa. Panie i panowie, Football Manager 2007 już rozgrzewa się przy linii bocznej.
Przeczytaj recenzję Football Manager 2007 - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Kolejny sezon rozpoczęty. Po krótszych niż zwykle wakacjach gwiazdy światowej piłki powróciły do zabaw z łaciatą i zarabiania gigantycznych pieniędzy, drużyny z krajowego podwórka wspaniale zaprezentowały się w pucharach, a reprezentacja pod wodzą Leo Beenhakkera z sukcesami przystąpiła do kręcenia nowych reklamówek dla sponsorów. Wydawać by się mogło, że wszystko jest w normie, lecz jeden szczegół wciąż nie daje mi spokoju. Na naszym, wirtualnym boisku, nadal brakuje jeszcze jednego zawodnika, można by rzec: stuprocentowego faworyta do mistrzostwa, bez którego ta jesień kojarzyć się będzie wyłącznie z groźbą przedwczesnych wyborów. Choć ów pretendent do tytułu nie prezentuje jeszcze najwyższej formy, to kunszt z jakim rozgrywa piłkę na treningach, godzien jest najwyższego uznania. Panie i panowie, Football Manager 2007 już rozgrzewa się przy linii bocznej, by za chwilę, przy aplauzie kibiców, wejść na równo przystrzyżoną murawę i zmienić swego wielkiego poprzednika.
Średnia internetowych ocen (89% według serwisu GameRankings.com), jaką w kilka miesięcy po premierze uzyskał FM 2006, utwierdziła mnie w przekonaniu, że produkt ekipy Sports Interactive należycie spełnił swoje zadanie – zaspokoił głód domorosłych menadżerów, ale jednocześnie pozostawił po sobie uczucie lekkiego, przyjemnego niedosytu. Spróbowałem zdefiniować, czego hardcore’owi gracze mogą oczekiwać od kolejnego dzieła londyńskich programistów. Pierwsze koncepcje, jakie przyszły mi w związku z tym na myśl, to: świeżość, szeroki wachlarz opcji, nieskomplikowana obsługa, wyeliminowanie niedociągnięć poprzednika oraz (a może przede wszystkim) maksymalna miodność. Grając w betę Football Managera 2007, odniosłem wrażenie, że powyższe ideały są coraz bliższe realizacji. W zasadzie program potrzebuje jeszcze tylko kilku niezbędnych szlifów, by najgroźniejsi konkurenci, z Beautiful Game Studios i Electronic Arts na czele, mogli z czystym sumieniem spakować manatki i powiedzieć: „jest tylko jeden prawdziwy menadżer, niestety nie nasz”.
Opisując swoje refleksje, wypływające z przygody z FM-em 2007, muszę wspomnieć, że wersja, z którą miałem styczność, zawierała pewne ograniczenia. Nie chodzi tu jedynie o błahostki typu: brak herbów drużyn albo zdjęć znanych piłkarzy. Podstawową barierą, na jaką trafiłem podczas obcowania z grą (będącą notabene w dość zaawansowanym stadium), był fakt, że miałem do wyboru jedynie kluby z ligi angielskiej, a także 20 reprezentacji krajowych, w gronie których zabrakło oczywiście naszych Orłów. Do chwilowych niedociągnięć zaliczyłbym jeszcze brak dźwięku w animacjach meczowych oraz monotematyczny asortyment skórek, ale nie od dziś wiadomo, że dzieło Sports Interactive odpowiada swoimi walorami estetycznymi Excelowi, toteż postanowiłem przymknąć oko na wygląd i zająć się zapowiadanymi przez twórców nowinkami.
Podstawową rzeczą wymaganą do uzyskania stanowiska wirtualnego menadżera, jest stworzenie własnego profilu, polegające na wpisaniu swojego imienia i nazwiska, wybraniu wieku czy narodowości (nowością jest możliwość zaznaczenia sobie drugiego obywatelstwa). Co ciekawe, na własnej skórze przekonałem się, że gra kontynuuje filozofię poprzednich części i, jeżeli nie przekroczyliśmy 29 roku życia, sama dodaje nam parę brakujących wiosen, by wykreować w ten sposób wizerunek bardziej statecznego coacha.