autor: Krzysztof Gonciarz
Joint Task Force - testujemy przed premierą
Kolejny ciekawy RTS w tym roku? Nie do wiary. Tym razem jest to quasi-realistyczny symulator współczesnego pola walki. Pomysł jakby sztampowy, ale...
Przeczytaj recenzję Joint Task Force - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
RTS w realiach współczesnego pola bitwy to pomysł na grę, który na pierwszy rzut oka wydaje się do bólu sztampowy i wyeksploatowany. Przy głębszym zastanowieniu dochodzimy jednak do wniosku, że nisza, w którą wstrzelić się próbują developerzy Joint Task Force, to obszar w dużej mierze będący jeszcze białą plamą na stylistycznej mapie świata wirtualnych igraszek. Jak do tego doszło – nie mam pojęcia, ale koncepcja realistycznego political-thrillera przedstawionego w formie strategii czasu rzeczywistego nadspodziewanie „chwyta” w tym przypadku. I choć zaprezentowany w testowanej beta-wersji kształt owej produkcji nie zwiastuje nam żadnej rewolty, należy się po niej spodziewać tytułu co najmniej dobrego. Bo taki jest już w tym momencie, odjąwszy wszystkie bugi, zwieszki i niedoróbki, które z wiadomych względów na tym etapie prac wybaczamy.
Joint Task Force jest RTS-em nie-do-końca-typowym. Przede wszystkim – nie mamy tutaj szeroko pojętej „bazy” ani rozbudowanego systemu ekonomicznego. Pieniądze dostajemy za zaliczanie pierwszo- i drugorzędnych celów misji, a nasze szeregi uzupełniamy wzywając posiłki przez radio. Przynajmniej w przypadku piechoty i lekkiego sprzętu, dostarczanego w wyznaczone przez nas miejsce za pomocą śmigłowca. By „zamówić” ciężkie transportery opancerzone i czołgi, musimy znaleźć i przejąć pas lotniczy, o ile takowy się na mapie znajduje. Wszystko to trzyma się kupy i mieści w granicach luźno pojmowanego realizmu. Istotnym elementem rozgrywki są media – brawurowi reprezentanci czwartej władzy mają w zwyczaju mieszać się w nie swoje sprawy w najmniej odpowiednich momentach, a jakiekolwiek wpadki przed kamerami oznaczają dla nas mniejsze dopływy gotówki od dowództwa (wyjściowa ilość pieniędzy korygowana jest o naszą „prasę” – na plus bądź na minus). Jeśli więc zobaczymy, że po okolicy kręci się jakiś Max-Kolonko, musimy szczególnie mieć się na baczności. Nasza niekompetencja zostanie srodze wyeksponowana i ukarana.