Just Cause - przedpremierowy test - Strona 6
Opisywany tytuł bierze to co najlepsze z takich gier jak „Total Overdose”, „GTA: San Andreas”, czy „Boiling Pointa”. Następnie wszystko to pomnażane jest średnio przez trzy, wrzucane do jednego kotła i przygotowywane z z mistrzowską precyzją...
Przeczytaj recenzję Just Cause - recenzja gry
Uwielbiam takie niespodzianki! UWIELBIAM! Otrzymujesz do testów grę, o której jak dotąd niewiele się mówiło. Instalujesz ją obawiając się przy tym, że będzie to: a) kolejna prosta konsolówka, w której jesteś prowadzony za rączkę, a wszystkie czynności wykonujesz zgodnie z ustalonym przez producentów schematem; b) kompletnie niegrywalny, wieszający się przy każdej okazji gniot, który do oficjalnej premiery niewiele się już zmieni. Nie ukrywam, iż takie dwa scenariusze zrodziły się w mojej głowie. Pierwszy wariant wynikał z publikowanych przez autorów screenów, które nie powalały niczym szczególnym. Ponadto miałem na uwadze to, że grę zdecydowano się równolegle wydać na wcześniejszą generację konsol, a jak wiadomo wszyscy znani produceni przestawili się już na najnowsze platformy. Druga opcja wynikała natomiast z niemiłych wspomnień towarzyszących obcowaniu z grą „Boiling Point”. „Just Cause” zapowiadał się bardzo podobnie, zarówno pod względem prezentowanych klimatów, jak i planowanego rozmiaru świata gry. Na całe szczęście moje obawy okazały się być bezpodstawne. Miałem co prawda do czynienia z wersją beta gry (dość zaawansowaną), a nie finalnym produktem, aczkolwiek już teraz można spokojnie założyć, iż będzie to jeden z większych hitów nadchodzących miesięcy. Opisywany tytuł bierze to co najlepsze z takich gier jak „Total Overdose”, „Chrome”, „GTA: San Andreas”, czy wspomnianego wyżej „Boiling Pointa”. Następnie wszystko to pomnażane jest średnio przez trzy, wrzucane do jednego kotła i przygotowywane z mistrzowską precyzją. W rezultacie zapowiada nam się produkt, który pomimo kilku mniej lub bardziej widocznych uchybień, o których w kolejnych akapitach szerzej wspomnę, powinien oczarować praktycznie każdego gracza, głównie za sprawą otwartego schematu rozgrywki i tropikalnych klimatów, do których chętnie się powraca.
Zanim przejdę do omówienia najciekawszych kwestii związanych z właściwą zabawą, kilka słów na temat opracowanego wątku fabularnego, a także typów zadań, do których w finalnej wersji będziemy mogli przystępować. Już na starcie wypadałoby dodać, iż do wielu spraw opisywana produkcja podejdzie w nieco żartobliwy sposób. Tyczy się to zarówno formy prezentacji głównego bohatera i otaczającego go świata, jak również napotykanych w trakcie zabawy postaci niezależnych. Akcja „Just Cause” osadzona została gdzieś w Ameryce Południowej. Konkretnie mamy do czynienia z małym (z geograficznego punktu widzenia) archipelagiem wysp o nazwie San Esperito. W trakcie zabawy wcielamy się w postać Rico Rodrigueza, agenta CIA, wysłanego w to miejsce celem obalenia tutejszego prezydenta – Salvadora Mendozy. Na miejscu będziemy mogli współpracować z dwoma innymi członkami agencji (Sheldon i Kane), a także samymi rebeliantami, pomagając im w przejmowaniu kontroli nad kolejnymi sektorami wyspy.