autor: Wojciech Gatys
Left Behind: Eternal Forces - przed premierą
Chcemy oryginalności! – to hasło powtarzam już od lat i co tu dużo mówić – Eternal Forces zapowiada się na naprawdę niepowtarzalny tytuł.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Gry z przesłaniem moralnym? Raczej takich nie lubimy. Jeśli ktoś chce promować za pomocą naszej ulubionej rozrywki swoje produkty, przekonania polityczne czy religie, to możemy się spodziewać skleconej naprędce reklamówki McDonalda albo prymitywnej strzelanki FPP, tyle że z opisu poziomu wynika, że jesteśmy dobrym Palestyńczykiem, a Ci drętwi stickmani na horyzoncie to bardzo źli Izraelczycy. Ach, był jeszcze Catehumen – równie nieciekawa opowieść o chrześcijańskim wojowniku, który walczył z demonami. Po prostu koszmar.
Left Behind: Eternal Forces też jest taką grą – jak czytamy w oświadczeniu prasowym, celem założenia studia Left Behind Games jest między innymi promowanie wartości chrześcijańskich i przy okazji dobrej rozrywki, szerzenie dobrych wzorców moralnych. Wszystko dobrze – oby tylko rzeczywiście dostarczało toto rozrywki na wysokim poziomie. Ale o tym zapewnia nas solennie prezes Left Behind Games, który twierdzi, że możemy się spodziewać nie tylko najwyższej jakości produktu, ale nawet... otwarcie przyznaje, że Catehumen był strzałem do własnej bramki dla wszystkich, którzy za jego pomocą chcieli krzewić wartości chrześcijańskie. Teraz wszystko ma się zmienić – celem Left Behind jest stworzenie świetnego RTS-a, a przy okazji sprowokowanie graczy do pomyślenia o Bogu i własnym życiu.
Jeśli chce się osiągnąć sukces – to najlepiej opierając się na sprawdzonych wzorcach. W przypadku Eternal Forces takim wzorcem jest seria bestsellerowych książek Tima LaHaye i Jerry’ego B. Jenkinsa, która opowiada o wydarzeniach z Apokalipsy Świętego Jana. Oto po Sądzie Ostatecznym i zabraniu wszystkich wierzących do Nieba, na Ziemi rozpoczynają się siedmioletnie rządy Antychrysta. W dniu ich zakończenia potężne armie Dobra i Zła zetrą się w ostatecznej bitwie armageddonu. Na szczęście dla wszystkich grzeszników, którzy będą teraz cierpieć pod żelaznym uściskiem Szatana, na Ziemi pozostała też garstka boskich partyzantów – tak zwana Opozycja Ucisku, która będzie opierać się Władcy Piekieł.
Akcja gry toczyć się będzie w mieście Nowy Jork po tym, jak 1/3 ludzkości w dziwnych okolicznościach zniknęła (my już wiemy, że wzięta została do Nieba). Organizacja Narodów Zjednoczonych, prowadzona przez charyzmatycznego Nicolae Carpathia (my już wiemy, że to Lucyfer jak z kuriera wycięty) rozpoczyna budowanie ogólnoświatowego rządu, który będzie władał planetą za pomocą Globalnych Sił Pokojowych. Tylko Opozycja Ucisku może objawić prawdziwe plany Antychrysta i zbawić jak największą liczbę dusz, zanim jeszcze nie jest za późno.
Zgodnie z najlepszymi tradycjami RTS-ów, nasze niewielkie oddziały (nie umiem się oprzeć porównaniom z UFO: Enemy Unknown) będą musiały przejąć kontrolę nad kolejnymi dzielnicami Wielkiego Jabłka. Do dyspozycji będziemy mieli dwa surowce – pieniądze oraz siłę duchową. Za pomocą pierwszej będziemy mogli kupować broń i wyposażenie, dzięki drugiej – rekrutować nowych ochotników do Opozycji Ucisku. Przy okazji będziemy mieli okazję zbawić zabłąkane na Ziemi dusze. Po przejęciu poszczególnych części miasta, będziemy mogli na ich terenie wybudować ośrodki szkolenia wojskowego, banki, misje, szpitale i oczywiście kościoły.
Widać, że – w odróżnieniu od Catehumena – Lyndon i jego ludzie naprawdę włożyli w Left Behind sporo pracy. Jeśli ktoś miał okazję odwiedzić Nowy Jork, będzie się czuł jak w domu – Times Square, Wall Street czy Piąta Aleja zostały odtworzone z wyjątkowym pietyzmem, a co więcej – udało się zachować unikatowy, nowojorski styl. Nowego Jorku z Left Behind – podobnie jak tego rzeczywistego – nie można pomylić z żadnym innym miastem. Dzięki umowie podpisanej z firmą Double Fusion, na ulicznych billboardach pojawią się też reklamy prawdziwych marek, ale tylko tych, które promują odpowiednie wzorce moralne.