autor: Bolesław Wójtowicz
Torn - przed premierą - Strona 3
Kupując produkt opatrzony logo „Black Isle Studios” wiemy, iż jest to gra wspaniała, dopracowana w każdym najdrobniejszym szczególe i tak w ogóle to dla świata jesteśmy straceni na jakiś czas. Przypuszczam, iż podobnie będzie w przypadku „Torna”.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Przepraszam, że zapytam: Czy jest tu ktoś, kto nigdy nie słyszał o firmie „Black Isle”? No tak, nie wszyscy przyglądają się jaka firma popełniła ich ulubione gry. A jeśli zapytam inaczej: komu nie znane są tytuły „Planescape Torment” czy też „Baldur’s Gate”? Jedna ręka w górze. Właściciel tej kończyny proszony jest o powrót do przedszkola, gdyż pani przedszkolanka będzie się niepokoić. Tak, teraz kiedy zostali już tylko starzy wyjadacze, którzy niejedną sztuczną szczękę zjedli na grach komputerowych, możemy porozmawiać poważnie.
Jeśli postanowilibyśmy przeprowadzić ankietę wśród miłośników gier z gatunku cRPG, która ich zdaniem jest najlepsza, jestem więcej niż pewien, iż rywalizować będą „Fallouty” z „Baldursami”, a jedynie gdzieniegdzie nieśmiało odezwie się miłośnik „Might&Magic”. Wielbiciele postnuklearnej rzeczywistości będą dowodzić swoich racji, a rozkochani w świecie fantasy swoich. I taka dyskusja nie miałaby końca, gdyż ani jedna ani druga strona nigdy by nie ustąpiła.
A co by było, gdyby spróbować wyciągnąć to co najlepsze z tych gier i zawrzeć to wszystko w jednej jedynej? Mogłoby to być ciekawe, a przynajmniej warto w wolnej chwili spróbować coś takiego zrobić. Do takich wniosków doszli właśnie geniusze z tajnych laboratoriów ukrytych w głębiach Czarnej Wyspy i po wielu miesiącach wytężonej pracy nad tym tajemniczym projektem postanowili ogłosić światu wszem i wobec, iż pod koniec czerwca 2001 roku zdumionym oczom graczy swoje cudowne oblicze ukaże gra komputerowa pod tytułem „Torn”. I według nich będzie to oczywiście przełom w grach cRPG.
Już tak na tym nienajlepszym ze światów jest, iż znanym i uznanym firmom zazwyczaj wierzymy bez zastrzeżeń. Wsiadając do Mercedesa wiemy czego po nim się spodziewać – luksusu i pełni bezpieczeństwa (chyba, iż jest to wywracająca się ze strachu przed łosiem wersja A). Podobnie jest w naszym światku komputerowym – kupując produkt opatrzony logo „Black Isle Studios” wiemy, iż jest to gra wspaniała, dopracowana w każdym najdrobniejszym szczególe i tak w ogóle to dla świata jesteśmy straceni na najbliższe kilka dni. A może i dłużej. Przypuszczam, iż podobnie będzie w przypadku „Torna”.
Ale zacznijmy, jak to mówili starożytni, ab ovo, czyli od początku. Przyjrzyjmy się fabule, która, rzekłbym, jest hmm.... tradycyjna.
O świecie Torn opowieści jest tyle, ile gwiazd na niebie. Ale jedna z nich jest szczególna, gdyż opowiada o tragedii, która nadciągnęła pewnego dnia od strony półwyspu Orislane. Kim byli ci, którzy dążyli do unicestwienia tego wspaniałego i spokojnego świata? Co było przyczyną, iż siły zła postanowiły zamienić spokojną do tej pory krainę Western Agathe w miejsce, gdzie rządzi groza i nienawiść? Ostatnia nadzieja, iż wróg nie zdoła przekroczyć gór StormCrown. Jeśli mu się to uda, cień padnie na cały świat Torn. I w tym miejscu, jakżeby inaczej, pojawiasz się ty, mój drogi graczu. Zostałeś wybrany (albo jak wolisz skazany), by przeciwstawić się złu i za pomocą magii oraz ostrych narzędzi ocalić tę sielską anielską krainę przed brzydkimi potworami. Ale co to dla nas, starych wyjadaczy, przecież takie rzeczy robimy zazwyczaj przed śniadaniem, prawda?